
Święta zbliżają się wielkimi ( i szybkimi) krokami. Ja już dawno wymyśliłam receptury, które chciałabym Wam w tym roku podrzucić, ale niestety końcówka roku nie jest łatwa. Listopad upłyną w naszej rodzinie głównie na chorowaniu. Nie moim, a chłopaków. Mnie wirusy już tak łatwo nie biorą, ale chyba stała ekspozycja na dzieci z infekcjami wyrobiła mi odporność. Niemniej mocno wpłynęło to na moje plany i zmodyfikowało rutynę. Czas, który przewidziałam na moją internetową działalność, poświęcałam Alexowi, który nie chodził do przedszkola. Mieliśmy dużo zabawy, więc nie narzekam, ale coś za coś. Doba nie jest z gumy i z czegoś musiałam zrezygnować. Padało na blogowanie i całą moją infulencerską dzialaność, która jest jedną z niewielu rzeczy, z których mogłabym zrezygnować z dnia na dzień i nie miało by to większego znaczenia, ani dla mnie, ani tym bardziej dla świata. Zresztą, jeżeli mam być szczera, cały świat przeżyłby i kręcił się dalej (pewnie nawet sprawniej), gdyby cały ten „przemysł” infuencerski zamienił się w pył, a w tym przekonaniu utwierdza mnie jeszcze bardziej czytana przeze mnie obecnie lektura ” The Anxious Generration”. Jeszcze nie skończyłam, ale już polecam.
Czytaj dalej „Imbirowo-maślane boczniaki z kopytkami”






Myślę, że ortodoksyjni hummusożercy właśnie dostają zawału serca, mdleją lub chociażby łapią się za głowę. Czekoladowy hummus na słodko? Czego to ci szaleni blogerzy nie wymyślą! Upadek cywilizacji! Upadek hummusu! Koniec świata! 
