Miałam porzucić pisanie bloga na zawsze. Moje życie wraz z rozpoznaniem u Alexa rdzeniowego zaniku mięśni zmieniło się nie do poznania. Porzuciłam wszystko, żeby ratować synka. Tylko kto uratuje mnie? Nie jestem bohaterką, nie jestem ze stali. Moja psychika i możliwości fizyczne też mają swoje granice.
Kiedyś rozmawiałam z naszą fizjoterapeutką i powiedziała coś, co mnie totalnie pozytywnie zaskoczyło. Jako osoba pracująca od wielu lat niejedno widziała, niejedną rodzinę poznała, ale też niejedno szkolenie w kraju i zagranicą przeszła, więc ogląd na pewne tematy ma – otóż powiedziała, że ja czy Paweł tak naprawdę jesteśmy w tym wszystkim ważniejsi od Alexa. Brzmi dziwnie? Chodzi to, że nasz dobrobyt psychiczny i fizyczny ma przełożenie na dobrobyt Alexa. Jeżeli my nie będziemy właściwie zaopiekowani, my nie będziemy w dobrej formie to będzie to niestety miało przełożenie na formę Alexa. Dlatego oprócz Alexa, często pyta nas o to jak my się czujemy, czy mamy czas wypić kawę lub zjeść coś dobrego. Zawsze nas namawia, żebyśmy sobie pozwalali na drobne przyjemności. Jak kiedyś wspomniałam, że idę na koncert z przyjaciółką, ucieszyła się tak, jakby co najmniej szła na ten koncert z nami. Dobrze, że są tacy ludzie w opiece zdrowotnej. Którzy patrzą na temat chorego dziecka szerzej, bo to nie jest tak, że niepełnosprawny jest tylko Alex. Cała nasza rzeczywistość jest teraz chora. Nasza fizjoterapeutka przypomina nam regularnie, żebyśmy nie zapominali o swoich potrzebach. Podejrzewam, że sporo napatrzyła się przez te lata na różne historie rodzin z niepełnosprawnymi dziećmi i ma pewnie własne, nierzadko smutne wnioski. Fizjoterapeuci są bardziej świadomi, jak wygląda nasza rzeczywistość niż lekarze. Wiedzą ile czasu poświęcamy dziecku i ile nas to kosztuje. I nie chodzi o finanse, ale o zdrowie psychiczne, o relacje między nami. W sytuacji takiej jak nasza to nigdy nie jest tak, że choruje tylko jedna osoba. Choruje cała rodzina. Wszyscy jesteśmy ofiarami SMA.
Ja naprawdę mam co robić. Opieka nad Alexem to trudne, pracochłonne zadanie. Fizjoterapia nie jest przyjemna. W każdym razie ja nie lubię ćwiczyć z Alexem, bo on dużo przy tym płacze, a ja raczej nie tak wyobrażałam sobie czas, który będę spędzać z moim dzieckiem na urlopie macierzyńskim. Pomimo, że nasza codzienność wygląda jak rozpędzona karuzela postanowiłam trochę wrócić do gotowania i … blogowania. Dlaczego? Z powodu pandemii utknęliśmy w domu, a ja gotuję nieco więcej – pewnie po to, aby uspokoić myśli… Na Dzień Kobiet kupiłam sobie pierwszą od dawna książkę kucharską. W dodatku książkę mojej mistrzyni, od której uczyłam się roślinnej kuchni (oczywiście wirtualnie) wiele lat temu. „Znamy się” z Isą ponad dekadę i to ona ponad dekadę temu „namówiła” mnie do prowadzenia bloga. Najpierw na mniammniamvege.blogspot.com, a po pięciu latach przeniosłam się pod ten adres. Książka „I can cook vegan” Isy Moskowitz to tak naprawdę kombinacje przepisów, które znałam z jej pierwszych książek – dobra, komfortowa, prosta kuchnia roślinna. Bez wydziwiania. Nawiązująca do klasyków głównie kuchni amerykańskiej. Myślę, że niebawem podzielę się z Wami przepisami, które udało mi się dotychczas przetestować.




Wróciłam do blogowania, bo dzięki temu blogowi po części udało mi się uratować moje dziecko, zorganizować ogromną zbiórkę na siepomaga i sprawnie ją poprowadzić. Dzięki temu blogowi przez lata udało się zgromadzić wokół siebie wielu życzliwych ludzi, którzy pomogli mi w tych trudnych chwilach. Dzięki temu blogowi sprawnie poradziłam sobie z obsługą social media, z mówieniem do kamery, a nawet z tzw. hejtem, bo dzięki temu, że miałam doświadczenie w mediach społecznościowych i umiałam na hejt reagować z należytą klasą tj. nie reagować. Skupiłam energię na tym, co mam do zrobienia, a nie na odpieraniu ataków czy energożerne i bezsensowne dyskusje w internecie z ludźmi, którzy żywią się hejtem. Myślę, że takiego hejtera nic nie boli bardziej niż ignorowanie go…
Wróciłam do blogowania, bo choć nie raz słyszałam, że to stracony czas, a życie pokazało, że warto robić w życiu dużo rozmaitych rzeczy, bo nigdy nie wiesz, kiedy jakieś doświadczenie może Ci się przydać. Co czeka Cię w przyszłości, a umiejętności z pozoru nikomu niepotrzebne nagle okażą się na wagę złota.
Od ponad dwóch miesięcy jesteśmy w Filadelfii. Dziś mija dokładnie dwa miesiące od pierwszej wizyty z Children’s Hospital of Philadelphia . Od dwóch miesięcy żyjemy po drugiej stronie Atlantyku. Korzystając z dobrych warunków do gotowania, bo kuchnia w domu, który wynajęliśmy na ten czas na AirB&B, przewyższa standardem moją poznańską, wróciłam do gotowania. Dodatkowo izolacja z powodu pandemii potęguje chęć, aby stanąć przy garach i trochę odreagować stres. To mój ulubiony sposób, aby uspokoić skołatane nerwy. Stres można też wytańczyć lub wybiegać.
W Poznaniu, gdzie mam pod ręką zgromadzoną masę składników, sosów, przypraw gotuję gumbo z przepisu Mississippi Vegan. Rok temu podzieliłam się nawet z Wami przepisem na tą nowoorleańską potrawę z jego wspaniałej książki tu, na blogu. Przepis jest dość skomplikowany i wymaga posiadania pod ręką składników, których nie mam tutaj i choć bez trudu mogłabym je nabyć w tutejszych sklepach, z oszczędności dałam sobie spokój i poszukałam prostszego przepisu. Tu oczywiście niezastąpioną inspiracją okazała się wspomniana Isa Moskowitz. Gotowałam to gumbo odkąd przyjechaliśmy do Filadelfii (stan Pensylwania) co najmniej cztery razy i za każdym razem jestem tak samo usatysfakcjonowana i podśmiechuję się pod nosem, gdy pomyślę, że Polka w Filadelfii gotuje nowoorleańskie gumbo z przepisu Żydówki z Brooklynu mieszkającej w Omaha ( stan Nerbaska) . Sami widzicie – dość złożona historia.

Jeszcze tylko jedna uwaga – okra to generalnie niezbędny składnik gumbo i ja nigdy nie odważyłam się zrobić gumbo bez okry lub zastąpić ją czymkolwiek. Nie wiem, gdzie można wyhaczyć ją w Polsce regularnie, ja kiedyś natknęłam się w Lidu, innym razem przywiozłam z Berlina. Nie ma niczego, czym można by ją godnie zastąpić, ale jeżeli macie ochotę to może… zielona fasolka?


Składniki na 4 porcje:
- 5-6 łyżek oliwy z oliwek ( u mnie olej słonecznikowy)
- 1/4 szklanki mąki pszennej
- 1 średniej wielkości cebula, pokrojona w kostkę
- 3 ząbki czosnku, drobno posiekanego
- 1 duża czerwona papryka, pokrojona w dużą kostkę ( po posiekaniu powinniśmy otrzymać około szklankę papryki)
- 2 szklanki pomidorków koktajlowych, pokrojonych na pół lub posiekanych pomidorów
- 1 łyżeczka soli
- świeżo mielony pieprz
- 2-3 liście laurowe
- kilka gałązek świeżego tymianku ( można nastąpić suszonym)
- 2 łyżeczki wędzonej papryki
- 2,5 – 3 szklanek warzywnego bulionu
- 2 szklanki okry, pokrojonej w 1-1,5 cm kawałki
- 2 łyżki płatków drożdżowych ( opcjonalnie, to moja modyfikacja przepisu)
- 1 ,5 szklanki ugotowanej czerwonej fasoli ( jedna puszka)
- 1,5 szklanki ugotowanej ciecierzycy (jedna puszka)
- łyżka soku z cytryny
Zaczynamy od zasmażki. W dużym rondu z grubym dnem rozgrzej olej. Ustaw ogień/temperaturę płyty na średnio gorącą i dodaj mąkę. Mieszaj raz po raz i nie spuszczaj zasmażki w oka, aby jej nie przypalić. Zajmie to około 3-4 minuty. Kiedy mąka nabierze brązowego koloru wsypujemy cebulę i sól i mieszamy tak, aby oblepiła się mąką. Często mieszając smażymy przez około 5 minut. Następnie wsypujemy czosnek i kontynuujemy smażenie przez około 30 sekund. Następnie wsypujemy paprykę i pomidory. Mieszamy i gotujemy przez 10 minut. Doprawiamy – pieprzem, papryką, liśćmi laurowymi, tymiankiem i płatkami drożdżowymi ( opcjonalnie, moja modyfikacja). Wlewamy 2,5 szklanki bulionu. Dodajmy okrę, fasolę i ciecierzycę. Doprowadzamy do wrzenia, zmniejszamy ogień i gotujemy przez 30-45 minut, mieszając raz po raz. Jeżeli będzie bardzo gęste dodajemy jeszcze dodatkowo pół szklanki bulionu. Na koniec doprawiamy do smaku sokiem z cytryny.
Serwujemy z ryżem.

Cieszę się, że wróciłaś ❤ Gumbo wygląda super. Koniecznie zrobię jak tylko dostanę gdzieś okrę 🙂
PolubieniePolubienie
Fajnie cię znowu czytać 😉 wszystkiego dobrego dla Was:)
PolubieniePolubienie
Wygląda nieźle. Nie jestem wegetarianką, ale mięsa w domu nie jemy prawie w ogole. Jak mam zjeść wieprza naszpikowanego dziwnymi substancjami, to wolę sobie zrobić np spaghetti z oliwą. Przepis zapisuje ❤️
PolubieniePolubienie
O jak super! Bardzo się cieszę z tej reaktywacji 🙂
A jako mama niepełnosprawnej już nastolatki w 100% potwierdzam słowa Twojej fizjo. Cudowna to musi być osoba. Wszystkiego dobrego dla Was!
PolubieniePolubienie
Ale fajnie, że wróciłaś 😀
Życzę powodzenia i pozdrawiam😊
PolubieniePolubienie
Wygląda super, na pewno spróbuję. Wesołych świąt! 🙂
PolubieniePolubienie
Bardzo się cieszę, że wróciłaś 🙂 Tak, tak, najważniejsze, to zadbać o siebie. I pamiętaj, jesteś nam potrzebna! Pozdrawiam cieplutko. A gumbo zrobię jutro z fasolką.
PolubieniePolubienie
Jej! Właśnie wpadłam po przepis na zupę afrykańską…. i zobaczyłam nowe posty! Cieszę się że wróciłaś i trzymam kciuki za Ciebie i Alexa!
PolubieniePolubienie
❤
PolubieniePolubienie
Jakby tak odpuścić mąkę? Ew. zrobić z graham? Co mi wyjdzie?
PolubieniePolubienie
Zasmażka to zasmażka. Jezeli nie moższe jeśc glutenu to ok, ale skoro sięgasz po graham to rozumiem, że nie w tym problem. Jeżeli przyświecają Ci aspekty zdrowotne, to powiem szczerze, że niewiele zmieni zamiana pszennej na graham kiedy mówimy o takich ilościach.
PolubieniePolubienie