Lunch/obiad

Wegańskie curry na wiosenne chłody

Wreszcie zawitała kalendarzowa wiosna, a ja nieśmiało wracam do Was z nowymi przepisami. Musiałam zrobić sobie chwilę przerwy od blogowania, bo po prostu czułam się w tym temacie trochę wypalona. Na początku roku zawsze mam nieco więcej pracy, mniej energii, bo brakuje mi już ciepełka i słońca, a do tego w tym roku czas ten zbiegł się z podjęciem nowej pracy i odnajdywaniu się w nieznanej mi rzeczywistości. Gotowałam bardzo dużo, jak zwykle, sporo też piekłam, bo chleby na zakwasie to moja nowa miłość. Może kiedyś dojdę do takiej wprawy w temacie, że zacznę się z Wami dzielić przepisami na wypieki na zakwasie, ale chyba jeszcze dużo wody musi w Warcie upłynąć… Tymczasem, choć mamy już wiosnę, zapraszam na sycące, rozgrzewające curry pełne warzyw i bogate w białko.

Czytaj dalej „Wegańskie curry na wiosenne chłody”
kuchnia roślinna, Lunch/obiad, Wegańskie Boże Narodzenie, Święta

Wigilijne gnocchi z kapustą i pieczarkami

Mamy dopiero połowę listopada, a w moim domu już zapachniało Świętami, a dokładnie Wigilią, bo przygotowałam dziś zmodyfikowaną wersję wigilijnych łazanek z kapustą i grzybami. Zamiast po makaron sięgnęłam po gnocchi (kopytka) i efekt bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Kluseczki z takiej wersji są wyjątkowo apetyczne.

Czytaj dalej „Wigilijne gnocchi z kapustą i pieczarkami”
kuchnia roślinna, Lunch/obiad

Jesienne curry indyjskie

To chyba ostatni przepis w tym roku, który nie będzie nawiązywał do Świąt. Może jeszcze coś tam się przydarzy po drodze, ale niewątpliwie listopad i oczywiście grudzień będzie przepełniony inspiracjami na Wigilię, bożonarodzeniowe obiady, Sylwestra i Nowy Rok. Taki mam plan i będę się go trzymać. Zanim jednak moją kuchnię bez reszty wypełnią dźwięki świątecznych piosenek i przede wszystkim potrawy smakujące i pachnące świętami, zapraszam Was jeszcze na na jesienne curry z dynią.

Czytaj dalej „Jesienne curry indyjskie”
kuchnia roślinna, Lunch/obiad, Zupy

Jesienny dhal z marchewką i jarmużem

Po ciepłym wrześniu trochę ciężko znoszę zimno. Dzielnie pomykam na rowerze po Poznaniu ubrana w kolejne warstwy ubrań. Dopóki za oknem świeci słońce nie jest źle. Wystarczy ubrać się cieplej i nawet da się dalej podbijać świat. Gorzej bywa, kiedy przez cały dzień jest szaro i ciemno. Naprawdę trudno mi to znieść. W takie dni obawiam się nieco listopada, ale z drugiej strony listopad oznacza już dla mnie odpalenie trybu świątecznego. Na blogu pojawią się propozycje na wegańskie święta, a w domu zaświecą się lampki i zawisną pierwsze ozdoby. Wpadnie też świąteczna playlista i jakoś przetrwam najbardziej mroczny czas roku. Bardzo chciałabym polubić jesień, nawet tę mroczną, ale nic nie mogę za to, że ja lubię jak jest ciepło i słonecznie. Jak dni są długie i nie trzeba zakładać na siebie tony ciuchów. Chyba nie ma coś się zmuszać. W jesieni lubię pumpkin spice latte i lekturę ” Listopad w Krainie Muminków”. I oczywiście jesienną kuchnię lubię, bo obfituje w wiele moich ulubionych warzyw.

Wspieraj moje blogowanie, postaw mi wirtualną kawę.

Czytaj dalej „Jesienny dhal z marchewką i jarmużem”
Lunch/obiad, Wegańskie Boże Narodzenie, Święta

Zapiekanka pasterska z soczewicą i kalafiorowym puree

W Poznaniu minął rogalowy szał, czyli święto, a dokładnie imininy jednej z głównych ulic miasta – Święty Marcin, co dla mnie zawsze jest znakiem, że bez krępacji mogę rozpocząć sezon świąteczny. W ogóle cieszę się, że mieszkam w miejscu, gdzie w Dzień Niepodległości świętuje się przede wszystkim kolorowym korowodem i jedząc rogale z białym makiem. To pozytywne i budujące. Po 11 listopada już legalnie znoszę z piwnicy ozdoby świąteczne i zaczynam gotować potrawy, które kojarzą mi się ze świętami i które mogę zaproponować Wam do zaserwowania na wigilijnym czy świątecznym stole. Z reguły jest tak, że kiedy przychodzą święta ja jestem tak przejedzona tymi wszystkimi potrawami, że wcale już nie mam ochoty na nic typowo świątecznego, ale cóż – takie uroki blogowania. Lubię ten czas, bo pozwala mi przetrwać dość ponury czas listopada i grudnia, kiedy przez większość dnia jest po prostu ciemno… W tym roku obok przepisów pojawi się jedna recenzja oraz pomysły na prezenty. Dużo treści będzie też na moim instagramie, którego zamierzam trochę resuscytować, bo przez ostatnie lata poszedł w odstawkę na rzecz mojego drugiego profilu. Część treści będzie się pokrywać z blogiem, ale sporo miłego kontentu znajdzie także tam, więc zapraszam.

Czytaj dalej „Zapiekanka pasterska z soczewicą i kalafiorowym puree”
Lunch/obiad

Wegańskie pulpety z soczewicy. Proste, tanie, doskonałe

Wreszcie przyszła wiosna i zrobiło się nieco cieplej. Dni są dłuższe, łatwiej o dobre światło do zdjęć i energii mam więcej. Oznacza to, że jest duża szansa, że na blogu będzie mnie więcej i ilość przepisów i publikacji wzrośnie. Bardzo mnie to cieszy, bo z tej całej przygody w blogiem właśnie Pulpety w sosie pomidorowym do danie sentymentalne, choć absolutnie nie kojarzy mi się z dzieciństwem, a już na pewno nie kojarzy mi się z daniem mięsnym, bo z pulpetami poznałam się w zasadzie już w okresie życia, kiedy mięsa nie jadłam. Pulpety przygotowywałam w przeróżnych wariantach – z kaszy jaglanej, tofu, tempehu oraz jak w dzisiejszym wpisie z soczewicy. Największą zajawkę na tego typu jedzenie miałam na studiach, bo pulpetów można było zrobić dużo, na zapas, łatwo się odgrzewało. Były odżywcze i jeżeli wybierało się wariant z kaszy lub soczewicy były do tego tanie. W dodatku można było łączyć je z różnymi sosami, podawać po amerykańsku z sosem spaghetti jak w „Zakochany Kundel” lub też bardziej w polsku – z ziemniaczkami. Na trochę się z pulpetami rozstałam, a na blogu ostatni raz były widziane w 2015 roku , aby wychowując żarłocznego toddlera , ponownie się z nimi zaprzyjaźnić. Oczywiście przepisy, które Wam tutaj pokazuję przygotowują z myślą o starszych dzieciach i dorosłych. Jeżeli chcecie przygotować je swoim maluchom zredukuje proszę ilość soli. Poza tym jak najbardziej przepis nadaje się dla wszystkich.

Czytaj dalej „Wegańskie pulpety z soczewicy. Proste, tanie, doskonałe”
Lunch/obiad

Masala dosa na dwa sposoby

Masala dosa to coś, co chciałam przygotować samodzielnie odkąd po raz pierwszy jadłam ją w jakiejś indyjskiej knajpie w Berlinie całe wieki temu. Przepis na te indyjskie placki nie jest wcale skomplikowany, ale wymaga czasu. Nie jest to receptura z serii ” mam ochotę na … „i po 15 minutach czy pół godzinie danie ląduje na moim talerzu. Niestety najpierw należy namoczyć ryż z soczewicą, potem składniki zblendować i ponownie odstawić, aby ciasto mogło ulec fermentacji. Choć to co napisałam już dla niektórych może brzmieć skomplikowanie, zapewniam, że tak nie jest. Po prostu to danie, które trzeba sobie zaplanować i tyle. Odkąd znowu pracuję nasze życie uległo przeorganizowaniu i planowanie tego, co będę gotować przez cały nadchodzący tydzień znowu wróciło na tzw. tapetę. To jedyny sposób, abym jadła w miarę zdrowo i nie poświęcała ani zakupom, ani kuchni więcej czasu i uwagi niż mam w zanadrzu. Planując posiłki kupuję tylko to, co zużyję, więc to też dobry sposób, aby nie marnować żywności.

Czytaj dalej „Masala dosa na dwa sposoby”
Lunch/obiad

Najlepsze burgery buraczane z karmelizowaną cebulką

Burgery buraczane pojawiły się moim wegańskim menu w pierwszych latach mojej diety roślinnej i towarzyszyły mi bardzo długo, pojawiając się na stole często – czy to klasycznie w bułce, czy na talerzu z rozmaitymi dodatkami. Totalny klasyk. Swego czasu można było kupić takiego burgerka w każdej szanującej się wegańskiej knajpie. Ja sama najczęściej robiłam go w dwóch wersjach: takiej jak w tym wpisie lub z dodatkiem kaszy jaglanej, czerwonej soczewicy, ze słonecznikiem i sezamem. Obie receptury były do wyszukania na blogu pod dawnym adresem. Z racji, że były bardzo popularne i lubiane, po ostatnim wpisie na instagramie doszłam do wniosku, że muszę ten przepis trochę odświeżyć. Obecnie mamy w sklepach naprawdę duży i będziemy mieć coraz większy wybór wegańskich burgerów. Czasami jednak człowiek ma ochotę na takiego domowego, warzywnego. Zwłaszcza jak ma się już na wyżywieniu młodego człowieka, któremu chce się zaserwować coś niezbyt przetworzonego, w miarę zdrowego i odżywczego. Z tymi burgerami wiąże się jeszcze jednak historia…

Czytaj dalej „Najlepsze burgery buraczane z karmelizowaną cebulką”
Lunch/obiad

Wegańskie alfredo kalafiorowe z zielonym groszkiem

P1160701

Alfredo to tradycyjny włoski sos na bazie śmietany, ale jego roślinna wersja jest banalnie prosta w przyrządzeniu i popularna na całym świecie. Bardzo często przygotowuje się go na bazie śmietanki roślinnej np. owsianej lub sojowej lub na domowej śmietanie z orzechów nerkowca. Ja najczęściej przygotowuję sos na bazie kalafiora i to od lat.  Przepis znalazłam kiedyś na jakimś hiszpańskojęzycznym blogu i tak już wracam do niego, przygotowując sos w wersji podstawowej lub modyfikując na rozmaite sposoby.  To, co cenię w nim najbardziej to prostota. Składniki nie są wyszukane, a czas przygotowania jest porównywalny gotowaniem dania instat. Recepturę podawałam na moim dawnym blogu, ale jest zdecydowanie warta przypomnienia, bo przecież pomysłów na ekspresowe wegańskie obiady nigdy nie za dużo. Ponieważ wbrew pozorem wiosna za progiem, przypomnę jeszcze alfredo z pieczonymi warzywami, które wiosną stanowi najlepszy lunch. Przygotowywałam też inne wersje tego sosu, jak chociażby alfredo dyniowe , bardziej wyszukane, bo z dodatkiem cydru i nerkowców, ale również wyśmienite.  Czytaj dalej „Wegańskie alfredo kalafiorowe z zielonym groszkiem”

kuchnia roślinna

Koshari – niezwykłe danie kuchni egipskiej

IMG_0428

Wszyscy, którzy zaglądają tutaj regularnie wiedzą, że mam bardzo stałą częstotliwość publikowania postów. Ostatni czas jest jednak dla mnie tak zwariowany, że z trudem wygospodarowałam chwilę, aby przygotować nowy wpis. Nie byle jaki, bo z zupełnie nowym dla mnie daniem, które poznałam dzięki Pawłowi, ale o tym napiszę później.

Chciałabym się wytłumaczyć. Otóż dostaję od Was wiadomości i maile z zapytaniem dlaczego nie ma Hello Morning w konkursie Blog Roku 2015. Ci z Was, którzy pamiętają mój udział w konkursie w zeszłym roku oraz to, że znalazłam się w pierwszej dziesiątce wśród blogów kulinarnych, zastanawiali się dlaczego w tym roku odpuściłam. Już śpieszę z wyjaśnieniem. Nie jest to po prostu mój cel, ani nie jest to moje marzenie. Przed rokiem wystartowałam z nadzieją, że uda mi się wygrać wyjazd do kulinarnej szkoły Jamiego Olivera. W tym roku nie było takiej nagrody, a ja nie uważam, aby mój blog był godny nagrody. Ludzie poświęcają swoim stronom całe życie, a dla mnie to jedynie hobby, odskocznia – kiedyś od studiów medycznych, a dziś od pracy lekarza. Choć poświęcam Hello Morning sporo uwagi, kocham jak dziecko, to jednak nie czuję ostatnio potrzeby na wystawianie go w konkursach. Mam trochę inny pomysł na siebie i na stronę w tym momencie. Czuję, że nie potrzebuję konkursów, aby się spełniać jako blogerka. Absolutnie szanuję to, co osiągają Jadłonomia i Wegan Nerd, ale nie chcę podążać tą samą drogą. Ja wolę własne, jeszcze niewydeptane ścieżki. Taką mą buntowniczą naturę.

Patrząc na ostatnie czternaście miesięcy oraz to ile w tym czasie działo się w moim życiu zawodowym, udało mi się zrealizować całkiem sporo projektów jako Hello Morning. Były warsztaty w Andersia Hotel w Poznaniu, dzień kuchni autorskiej we wrocławskiej Baszcie, siedem tematycznych warsztatów w Centrum Inicjatyw Wszelkich – Zakrzowska 29 we Wrocławiu, dla poznańskiej Dobrej Kawiarni, dla Koła Gospodyń Wiejskich w Osowcu, dla seniorów w Toruniu oraz pokaz organizowany przez Vege Inicjatywę z Bielska-Białej. Na dokładkę pokaz gotowania podczas krakowskiej Veganmanii. Absolutne szaleństwo. Zwłaszcza, gdy myślę, że jestem świeżo upieczoną rezydentką. Podsumowując ten czas mam wrażenie, że chyba nie potrzebuję konkursów, aby być z siebie zadowolona, a moi bliscy mogli być ze mnie dumni.

Warsztaty i pokazy są moim oderwaniem od codzienności. Bardzo lubię spotykać się z ludźmi, wspólnie gotować i rozmawiać o kuchni, o gotowaniu, o kulinarnych możliwościach roślin. Lubię dzielić się swoim doświadczeniem, godzinami opowiadać o tym, jak to się stało, że zostałam wegetarianką, później weganką i o tym, jak weganizm dał mi impuls do założenia bloga. W sierpniu minie siedem lat odkąd Hello Morning zabiera przestrzeń w internecie. Mnóstwo czasu, mnóstwo zmian, cała masa inicjatyw, ludzi, przyjaciół, którzy byli, ale już ich nie ma i zupełnie nowych, którzy uczą mnie patrzeć na świat swoimi oczami, wnoszą nową jakość, nowe smaki, przestrzenie i miejsca. Blog dodał do mojego życia dodatkowe odcienie kolorów, których nie byłoby wokół, gdybym nie nudziła się pewnego sierpniowego popołudnia w 2009 roku…

IMG_0408

Wracając do jedzenia i przepisów… Niemal z każdej podróży przyjeżdżam do domu z głową pełną pomysłów. Inspiruję się i odtwarzam smaki z knajp, w których jadałam. Myślę, że tą nieszkodliwą przypadłością zaraziłam Pawła, więc i on, nawet gdy jeździ beze mnie, potrafi po powrocie już od progu opowiadać o tym co jadł, jak smakowało, a czasami nawet upiera się, że koniecznie powinnam przygotować to w naszej kuchni i wrzucić na bloga.  Tak właśnie było z tytułową potrawą  – Koshari. Podczas jednej z wizyt w Londynie Paweł trafił do knajpki serwującej praktycznie tylko tę jedną, egipską potrawę. Kiedy mi o niej opowiedział, zwątpiłam. Czy ryż, soczewica, ciecierzyca i makaron w jednym daniu to dobry pomysł?  Dałam się jednak przekonać i nie żałuję ani trochę, bo połączenie smaków i tekstury okazało się strzałem w dziesiątkę. Nie do końca potrafię wytłumaczyć fenomen tego dania, ale niewątpliwie zasługuje na uwagę. Na pewno przy okazji wiosennego wypadu do Londynu zawitam w Koshari Street, a zanim to nastąpi kilkakrotnie przygotuję potrawę w domu. Oczywiście nie musicie podawać jej w słojach – jak ja. Na talerzu zaprezentuje się równie fascynująco. Mi zależało na tym, aby dobrze uwidocznić warstwy na zdjęciu. Rozumiecie  takie moje blogerskie zboczenie.

IMG_0431

Składniki:

  • 2 łyżki oliwy
  • 1 szklanka ryżu – u mnie basmati, przepłukanego pod bieżącą wodą
  • 1 szklanka brązowej soczewicy
  • 2 szklanki makaronu typu corals (kolanka)
  • 4 szklanki wrzątku
  • 1 ząbek czosnku
  • 1 łyżeczka kuminu
  • 1 liść laurowy
  • sól

Na sos:

  • 2 łyżki oliwy z oliwek
  • 1 mała cebulka, posiekana w drobną kosteczkę
  • 2 ząbki czosnku, drobno posiekane lub przeciśnięte przez praskę
  • ok. 680 g passaty pomidorowej
  • 2 łyżeczki przyprawy baharat
  • 1/4 łyżeczki płatków chili (można pominąć, jak nie przepada się za ostrym)
  • 1 łyżka octu winnego
  • sól i pieprz do smaku
  • prażona cebulka do posypania ( do dostania w supermarketach)
  • 1 puszka ciecierzycy

Przepłucz soczewicę pod bieżącą wodą. Umieść w rondelku. Wlać 2 szklanki zimnej wody, dodać 1/2 łyżeczki soli, czosnek, kmin i liść laurowy. Doprowadzić do wrzenia i gotować na małym ogniu przez około 20-30 minut, do czasu, aż ziarna zmiękną. Wyciągnij liść laurowy i odlej nadmiar płynu, jeżeli pozostał.

W rondlu rozgrzej oliwę z oliwek. Wsyp ryż i podsmażaj na średnim ogniu przez około 2 minuty raz po raz mieszając, aby nie przywarł. Wlej dwie szklanki wrzącej wody, dodaj około 1/2 łyżeczki soli i gotuj na małym ogniu przez około 10 minut.

Ugotuj  makaron wg instrukcji podanej na opakowaniu.

Ugotowaną soczewicę wymieszaj z ryżem i pozostaw pod przykrywką, aby nie wystygły.

Przygotowujemy sos: na patelni rozgrzewamy olej i dodajemy cebulkę, którą smażmy na małym ogniu do czasu aż stanie się miękka – około 5-7 minut.Dodajemy czosnek i smażymy z cebulką przez około 2 minuty. Następnie dodajemy przyprawy – baharat i płatki chili. Przesmażamy przez chwilę z cebulką, aby uwolniły aromat. Wlewy ocet i redukujemy go przez minutę. Na koniec dodajemy passatę. Mieszamy, zmniejszmy ogień na minimum i gotujemy pod pokrywką przez około 20 minut.  Co jakiś czas mieszamy. Doprawiamy do smaku solą i pieprzem.

Układamy warstwowo: ryż z soczewicą, makaron, odrobinę odsączonej ciecierzycy, sos polewamy na sam koniec. Wierz posypujemy ciecierzycą i prażoną cebulką.

IMG_0423