Lunch/obiad

Wegańskie pulpety z soczewicy. Proste, tanie, doskonałe

Wreszcie przyszła wiosna i zrobiło się nieco cieplej. Dni są dłuższe, łatwiej o dobre światło do zdjęć i energii mam więcej. Oznacza to, że jest duża szansa, że na blogu będzie mnie więcej i ilość przepisów i publikacji wzrośnie. Bardzo mnie to cieszy, bo z tej całej przygody w blogiem właśnie Pulpety w sosie pomidorowym do danie sentymentalne, choć absolutnie nie kojarzy mi się z dzieciństwem, a już na pewno nie kojarzy mi się z daniem mięsnym, bo z pulpetami poznałam się w zasadzie już w okresie życia, kiedy mięsa nie jadłam. Pulpety przygotowywałam w przeróżnych wariantach – z kaszy jaglanej, tofu, tempehu oraz jak w dzisiejszym wpisie z soczewicy. Największą zajawkę na tego typu jedzenie miałam na studiach, bo pulpetów można było zrobić dużo, na zapas, łatwo się odgrzewało. Były odżywcze i jeżeli wybierało się wariant z kaszy lub soczewicy były do tego tanie. W dodatku można było łączyć je z różnymi sosami, podawać po amerykańsku z sosem spaghetti jak w „Zakochany Kundel” lub też bardziej w polsku – z ziemniaczkami. Na trochę się z pulpetami rozstałam, a na blogu ostatni raz były widziane w 2015 roku , aby wychowując żarłocznego toddlera , ponownie się z nimi zaprzyjaźnić. Oczywiście przepisy, które Wam tutaj pokazuję przygotowują z myślą o starszych dzieciach i dorosłych. Jeżeli chcecie przygotować je swoim maluchom zredukuje proszę ilość soli. Poza tym jak najbardziej przepis nadaje się dla wszystkich.

Czytaj dalej „Wegańskie pulpety z soczewicy. Proste, tanie, doskonałe”
Bez kategorii

Misa mocy: wiosenna z tempehem i miętową salsą verde

IMG_0197

Nawiązując do tematyki ostatnich dni powiem tak: „To moje ciało jest, to ja tutaj rządzę”. Ostatnio na moich profilach przebija się trochę polityki, ale trudno od tego uciec i trudno nie zabierać głosu w ważnych dla mnie sprawach. Nie zamierzam pozostawać  bezstronną, apolityczną, taką… jałową. Niby to blog o jedzeniu, ale nie tylko, o czym mieliście okazję przekonać się niejednokrotnie i pewnie nieraz się jeszcze zaskoczycie moimi wpisami. Nie będę drążyć i dywagować za dużo, a nawiązując do powyższego cytatu przejdę do tematu…jedzenia. Otóż zarządzając, że tak powiem, moim ciałem coraz większą uwagę poświęcam przygotowywanemu jedzeniu. Myślę, że wiele prawdy jest w powiedzeniu: „jesteś tym, co jesz”, więc staram się sięgać po proste, a zarazem zróżnicowane składniki, które trafiają do naszych potraw. Tej wiosny misy mocy, czyli popularne superbowl pojawiają się szczególnie często.Mają wiele zalet i mało wad. Są proste w przygotowaniu, a jednocześnie przepiękne i zdrowe, bo dzięki mnogości zawartych w nich składników dostarczają nam wszystkich niezbędnych substancji odżywczych i witamin. Zawsze, kiedy stawiam je na stole przychodzą mi do głowy pytania, które tak często słyszę od niewegańskich znajomych: „Co ty właściwie jesz/Skąd bierzesz białko?” i myślę o tych pełnych współczucia spojrzeniach, że biedna tak poszczę… Cóż, nie wydaj mi się. Patrząc na taką misę mam ochotę wysłać MMSa ze zdjęciem mojego obiadu do jedzącego mięso znajomego i powiedzieć: „Co ty właściwie jesz? Ja to i właśnie stąd biorę białko.”

IMG_0187

Składniki  na 4 porcje.

Składniki na tempeh z cytrynowo-rozmarynowej marynacie:

  • 200 g tempehu – ja użyłam takiego od Vegansie Food, przekroiłam każdy krążek wzdłuż, aby powstało mi 6 płatów tempehu, a następnie każdy podzielam na 4 trójkąty
  • 6 łyżek sosu sojowego
  • 6 łyżek soku z cytryny
  • 6 łyżek oliwy
  • 2 łyżki świeżych liści rozmarynu
  • 1/2 łyżeczki wędzonej papryki
  • 2 ząbki czosnku, obrane i delikatnie rozgniecione nożem tak, aby ząbek pozostał w całości
  • 3 0,5 cm plasterki imbiru

Wszystkie składniki marynaty połączyć w misce, dodać pokrojony tempeh, wymieszać tak, aby wszystkie kawałki były pokryte marynatą. Zamknąć lub przykryć miskę/naczynie z marynującym się tempehem i odstawić na 6 godzin, a najlepiej całą noc. Zamarynowany tempeh usmażyć na odrobinie oleju lub zgrillować na patelni grillowej.

Pozostałe składniki misy:

  • 1 szklanka zielonej soczewicy, namoczona przez noc w wodzie, odsączona, przepłukana i ugotowana do miękkości w świeżej, osolonej wodzie – gotować przez około 20-25 minut
  • 2 średniej wielkości słodkie ziemniaki, obrane i pokrojone w około 0,2-0,3 cm plastry
  • 4 średnie ziemniaki, pokrojone w 0,2-0,3 cm plastry ( można w skórce)
  • 1 brokuł, podzielony na różyczki
  • pęczek rzodkiewek, pokrojonych w cienkie plasterki
  • odrobina oleju
  • odrobina soli

Soczewicę ugotować wg powyżej instrukcji, odsączyć, przepłukać pod bieżącą wodą i odstawić na bok.

W między czasie na dwóch blachach z piekarnika wyłożonych papierem do pieczenia ułożyć pokrojone w plastry ziemniaki. Posmarować je odrobiną oleju i oprószyć solą. Wstawić do piekarnika nagrzanego do 200 st.C i zapiekać przez 20 minut lub dłużej, do czasu, aż się zarumienią. Można w międzyczasie zamienić blachy, aby ziemniaki równomiernie się upiekły.

Podzielonego na różyczki brokuła wsypujemy do rondla zalewamy wrzącą wodą, przykrywamy i pozostawiamy na 5 minut. Odsączamy w durszlaku i przepłukujemy pod zimną, bieżącą wodą.

Składniki na miętową salsę:

  • mały pęczek świeżej mięty
  • 2 łyżeczki suszonych liści kolendry
  • 1/2 łyżeczki ziaren kuminu (kminu rzymskiego)
  • 1/2 łyżeczki soli
  • 2 małe ząbki czosnku
  • 45 ml octu jabłkowego – ja użyłam octu od Veganise Food
  • 100 ml oliwy z oliwek lub innego oleju dobrej jakości

Miętę płuczemy pod bieżącą wodą. Kumin prażymy przez chwilę na suchej patelni, aż zacznie wydzielać aromat – zajmie to około 30-60 sekund, w zależności czy prażymy na małym czy dużym ogniu. Polecam na małym – zwłaszcza, gdy jesteśmy roztrzepani i łatwo możemy go przypali.

W kielichu blendera, Vitamixie lub blenderze z ostrzem typu S umieszczamy wszystkie składniki na wyjątkiem mięty i miksujemy na jednolitą emulsję. Wsypujemy liście mięty i ponownie miksujemy, aby powstała nam piękna, żywozielona salsa.

W 4 miskach rozkładamy po równo: soczewicę, brokuły, rzodkiewkę, ziemniaki i bataty oraz tempeh. Całość polewamy miętową salsą.

Gotowe.

IMG_0198

 

Bez kategorii

Koshari – niezwykłe danie kuchni egipskiej

IMG_0428

Wszyscy, którzy zaglądają tutaj regularnie wiedzą, że mam bardzo stałą częstotliwość publikowania postów. Ostatni czas jest jednak dla mnie tak zwariowany, że z trudem wygospodarowałam chwilę, aby przygotować nowy wpis. Nie byle jaki, bo z zupełnie nowym dla mnie daniem, które poznałam dzięki Pawłowi, ale o tym napiszę później.

Chciałabym się wytłumaczyć. Otóż dostaję od Was wiadomości i maile z zapytaniem dlaczego nie ma Hello Morning w konkursie Blog Roku 2015. Ci z Was, którzy pamiętają mój udział w konkursie w zeszłym roku oraz to, że znalazłam się w pierwszej dziesiątce wśród blogów kulinarnych, zastanawiali się dlaczego w tym roku odpuściłam. Już śpieszę z wyjaśnieniem. Nie jest to po prostu mój cel, ani nie jest to moje marzenie. Przed rokiem wystartowałam z nadzieją, że uda mi się wygrać wyjazd do kulinarnej szkoły Jamiego Olivera. W tym roku nie było takiej nagrody, a ja nie uważam, aby mój blog był godny nagrody. Ludzie poświęcają swoim stronom całe życie, a dla mnie to jedynie hobby, odskocznia – kiedyś od studiów medycznych, a dziś od pracy lekarza. Choć poświęcam Hello Morning sporo uwagi, kocham jak dziecko, to jednak nie czuję ostatnio potrzeby na wystawianie go w konkursach. Mam trochę inny pomysł na siebie i na stronę w tym momencie. Czuję, że nie potrzebuję konkursów, aby się spełniać jako blogerka. Absolutnie szanuję to, co osiągają Jadłonomia i Wegan Nerd, ale nie chcę podążać tą samą drogą. Ja wolę własne, jeszcze niewydeptane ścieżki. Taką mą buntowniczą naturę.

Patrząc na ostatnie czternaście miesięcy oraz to ile w tym czasie działo się w moim życiu zawodowym, udało mi się zrealizować całkiem sporo projektów jako Hello Morning. Były warsztaty w Andersia Hotel w Poznaniu, dzień kuchni autorskiej we wrocławskiej Baszcie, siedem tematycznych warsztatów w Centrum Inicjatyw Wszelkich – Zakrzowska 29 we Wrocławiu, dla poznańskiej Dobrej Kawiarni, dla Koła Gospodyń Wiejskich w Osowcu, dla seniorów w Toruniu oraz pokaz organizowany przez Vege Inicjatywę z Bielska-Białej. Na dokładkę pokaz gotowania podczas krakowskiej Veganmanii. Absolutne szaleństwo. Zwłaszcza, gdy myślę, że jestem świeżo upieczoną rezydentką. Podsumowując ten czas mam wrażenie, że chyba nie potrzebuję konkursów, aby być z siebie zadowolona, a moi bliscy mogli być ze mnie dumni.

Warsztaty i pokazy są moim oderwaniem od codzienności. Bardzo lubię spotykać się z ludźmi, wspólnie gotować i rozmawiać o kuchni, o gotowaniu, o kulinarnych możliwościach roślin. Lubię dzielić się swoim doświadczeniem, godzinami opowiadać o tym, jak to się stało, że zostałam wegetarianką, później weganką i o tym, jak weganizm dał mi impuls do założenia bloga. W sierpniu minie siedem lat odkąd Hello Morning zabiera przestrzeń w internecie. Mnóstwo czasu, mnóstwo zmian, cała masa inicjatyw, ludzi, przyjaciół, którzy byli, ale już ich nie ma i zupełnie nowych, którzy uczą mnie patrzeć na świat swoimi oczami, wnoszą nową jakość, nowe smaki, przestrzenie i miejsca. Blog dodał do mojego życia dodatkowe odcienie kolorów, których nie byłoby wokół, gdybym nie nudziła się pewnego sierpniowego popołudnia w 2009 roku…

IMG_0408

Wracając do jedzenia i przepisów… Niemal z każdej podróży przyjeżdżam do domu z głową pełną pomysłów. Inspiruję się i odtwarzam smaki z knajp, w których jadałam. Myślę, że tą nieszkodliwą przypadłością zaraziłam Pawła, więc i on, nawet gdy jeździ beze mnie, potrafi po powrocie już od progu opowiadać o tym co jadł, jak smakowało, a czasami nawet upiera się, że koniecznie powinnam przygotować to w naszej kuchni i wrzucić na bloga.  Tak właśnie było z tytułową potrawą  – Koshari. Podczas jednej z wizyt w Londynie Paweł trafił do knajpki serwującej praktycznie tylko tę jedną, egipską potrawę. Kiedy mi o niej opowiedział, zwątpiłam. Czy ryż, soczewica, ciecierzyca i makaron w jednym daniu to dobry pomysł?  Dałam się jednak przekonać i nie żałuję ani trochę, bo połączenie smaków i tekstury okazało się strzałem w dziesiątkę. Nie do końca potrafię wytłumaczyć fenomen tego dania, ale niewątpliwie zasługuje na uwagę. Na pewno przy okazji wiosennego wypadu do Londynu zawitam w Koshari Street, a zanim to nastąpi kilkakrotnie przygotuję potrawę w domu. Oczywiście nie musicie podawać jej w słojach – jak ja. Na talerzu zaprezentuje się równie fascynująco. Mi zależało na tym, aby dobrze uwidocznić warstwy na zdjęciu. Rozumiecie  takie moje blogerskie zboczenie.

IMG_0431

Składniki:

  • 2 łyżki oliwy
  • 1 szklanka ryżu – u mnie basmati, przepłukanego pod bieżącą wodą
  • 1 szklanka brązowej soczewicy
  • 2 szklanki makaronu typu corals (kolanka)
  • 4 szklanki wrzątku
  • 1 ząbek czosnku
  • 1 łyżeczka kuminu
  • 1 liść laurowy
  • sól

Na sos:

  • 2 łyżki oliwy z oliwek
  • 1 mała cebulka, posiekana w drobną kosteczkę
  • 2 ząbki czosnku, drobno posiekane lub przeciśnięte przez praskę
  • ok. 680 g passaty pomidorowej
  • 2 łyżeczki przyprawy baharat
  • 1/4 łyżeczki płatków chili (można pominąć, jak nie przepada się za ostrym)
  • 1 łyżka octu winnego
  • sól i pieprz do smaku
  • prażona cebulka do posypania ( do dostania w supermarketach)
  • 1 puszka ciecierzycy

Przepłucz soczewicę pod bieżącą wodą. Umieść w rondelku. Wlać 2 szklanki zimnej wody, dodać 1/2 łyżeczki soli, czosnek, kmin i liść laurowy. Doprowadzić do wrzenia i gotować na małym ogniu przez około 20-30 minut, do czasu, aż ziarna zmiękną. Wyciągnij liść laurowy i odlej nadmiar płynu, jeżeli pozostał.

W rondlu rozgrzej oliwę z oliwek. Wsyp ryż i podsmażaj na średnim ogniu przez około 2 minuty raz po raz mieszając, aby nie przywarł. Wlej dwie szklanki wrzącej wody, dodaj około 1/2 łyżeczki soli i gotuj na małym ogniu przez około 10 minut.

Ugotuj  makaron wg instrukcji podanej na opakowaniu.

Ugotowaną soczewicę wymieszaj z ryżem i pozostaw pod przykrywką, aby nie wystygły.

Przygotowujemy sos: na patelni rozgrzewamy olej i dodajemy cebulkę, którą smażmy na małym ogniu do czasu aż stanie się miękka – około 5-7 minut.Dodajemy czosnek i smażymy z cebulką przez około 2 minuty. Następnie dodajemy przyprawy – baharat i płatki chili. Przesmażamy przez chwilę z cebulką, aby uwolniły aromat. Wlewy ocet i redukujemy go przez minutę. Na koniec dodajemy passatę. Mieszamy, zmniejszmy ogień na minimum i gotujemy pod pokrywką przez około 20 minut.  Co jakiś czas mieszamy. Doprawiamy do smaku solą i pieprzem.

Układamy warstwowo: ryż z soczewicą, makaron, odrobinę odsączonej ciecierzycy, sos polewamy na sam koniec. Wierz posypujemy ciecierzycą i prażoną cebulką.

IMG_0423

Wegańskie Boże Narodzenie, Zupy

Zupa z suszonych podgrzybków z zieloną soczewicą

IMG_1870

Zawsze lubiłam grzyby. Zbierać i jeść, dlatego jesienią, gdy tylko znajdę czas, ruszam do lasu na grzybobranie. W środku sezonu jem je na świeżo, w formie chociażby kotletów, dodatków do sosów i zup, a pozostałe suszę, chowam do puszek i słoików, w których oczekują na swój moment, czyli chwilę, kiedy staną się bohaterami moich potraw. Czytaj dalej „Zupa z suszonych podgrzybków z zieloną soczewicą”

Bez kategorii

Pasztet z zielonej soczewicy, pieczarek i suszonych pomidorów. Od święta i na co dzień.

IMG_0020

Kiedy po raz pierwszy przygotowałam ten pasztet podczas świąt w moim rodzinnym domu, wszyscy zgodnie uznali go za wspaniały wynalazek i zajadali się nim bez opamiętania. Jest niezwykle aromatyczny dzięki starannie dobranej mieszance przypraw i wracałabym do niego dużo częściej, gdyby nie ogrom przepisów, które mam ochotę zrealizować, co powoduje, że bardzo rzadko gotuję dwa razy to samo. Soczewica, suszone pomidory i pieczarki tworzą w tym pasztecie doskonałe trio. Po prostu kompozycja smakowa na medal
Czytaj dalej „Pasztet z zielonej soczewicy, pieczarek i suszonych pomidorów. Od święta i na co dzień.”