Bez kategorii

Afrykańskie curry z polskich warzyw

_1080220

Kuchnią afrykańską zafascynowałam się kilka ładnych lat temu. Może afrykańska to zbyt szerokie pojęcie, więc sprecyzuję – kuchnią wschodnioafrykańską. Mam na myśli rejony Tanzanii, Kenii czy Etiopii. To, co urzekło mnie najbardziej to prostota, łatwość adoptowania jej do polskich warunków oraz ogrom dań, które z założenia są roślinne. Czytaj dalej „Afrykańskie curry z polskich warzyw”

Roślinne śniadanie, Wypieki i słodycze

Afrykańskie pączki – kokosowe mandazi

IMG_0240.JPG

Mandazi, czyli kenijski i tanzański przysmak śniadaniowy to coś pomiędzy znanymi nam pączkami, donutami i racuchami. W Afryce serwuje się ja na śniadanie, ale z powodzeniem możemy podać je na deser. Po raz pierwszy usłyszałam o nich od mojego szwagra, który właśnie z tamtych rejonów świata podchodzi i wypróbowałam już co najmniej kilka przepisów.  Mandazi pojawiały się dwukrotnie na blogu pod starym adresem, ale zagościły też tutaj. Dokładnie rok temu zapraszałam na mandazi bananowe. Niemniej receptura do, której wracam najchętniej to ta ze starej strony. Mandazi w kokosem, dzięki wiórkom kokosowym i mące ryżowej są delikatnie chrupiące, ale jednocześnie puszyste i mięciutkie. Czytaj dalej „Afrykańskie pączki – kokosowe mandazi”

Lunch/obiad

Bób w sosie fistaszkowym po afrykańsku

IMG_1159

Z bobem w moim domu nie jest prosto. O ile w tym rodzinnym jest kochany przez wszystkich, o tyle w tym, który tworzę z moim chłopakiem nie jest już tak łatwo. I tak: hummus czy kotlety są akceptowalne, natomiast daniom, w których pojawia się bób w całości, jak chociażby to z dzisiejszego posta Paweł mówi stanowcze NO PASARAN! 🙂 I żadne przekonywania, że jest pyszny nie skłonią go, aby chociaż spróbował troszeczkę na widelcu. Nie i koniec! Już podczas gotowania bobu ostentacyjnie pokazuje swoje niezadowolenie i jestem w stanie się z tym zgodzić – gotowany bób nie pachnie jak fiołki czy chociażby zioła, a wciąż pachnie lepiej, niż te wszystkie niewagańskie serowo-mięsno-nabiałowo-rybne działy w supermarketach. Chyba trudno się z tym argumentem nie zgodzić prawda?

Nie solidaryzuję się z Pawłem i w sezonie bób jadam. Nawet jeśli z tego powodu musimy przygotować dwa obiady. W końcu większość letnich dań jest nieskomplikowana i możemy sobie pozwolić na podwójne gotowanie.

Bób po afrykańsku oryginalnie nie pochodzi z Czarnego Lądu, ale z mojej głowy. Pomysł zrodził się w mojej głowie, kiedy siedziałam w dyżurce wymęczona nocką w pomocy doraźnej i z utęsknieniem myślałam o powrocie do domu po tych kilkudziesięciu godzinach pracy. Miałam ochotę na coś prostego, domowego, sezonowego i wyrazistego. Potrzeba matką wynalazku – wiadomo. Danie jest proste, odżywcze, sezonowe, lokalne i co najważniejsze pyszne. O ile oczywiście lubicie bób i fistaszki…   Czytaj dalej „Bób w sosie fistaszkowym po afrykańsku”

Bez kategorii

Koshari – niezwykłe danie kuchni egipskiej

IMG_0428

Wszyscy, którzy zaglądają tutaj regularnie wiedzą, że mam bardzo stałą częstotliwość publikowania postów. Ostatni czas jest jednak dla mnie tak zwariowany, że z trudem wygospodarowałam chwilę, aby przygotować nowy wpis. Nie byle jaki, bo z zupełnie nowym dla mnie daniem, które poznałam dzięki Pawłowi, ale o tym napiszę później.

Chciałabym się wytłumaczyć. Otóż dostaję od Was wiadomości i maile z zapytaniem dlaczego nie ma Hello Morning w konkursie Blog Roku 2015. Ci z Was, którzy pamiętają mój udział w konkursie w zeszłym roku oraz to, że znalazłam się w pierwszej dziesiątce wśród blogów kulinarnych, zastanawiali się dlaczego w tym roku odpuściłam. Już śpieszę z wyjaśnieniem. Nie jest to po prostu mój cel, ani nie jest to moje marzenie. Przed rokiem wystartowałam z nadzieją, że uda mi się wygrać wyjazd do kulinarnej szkoły Jamiego Olivera. W tym roku nie było takiej nagrody, a ja nie uważam, aby mój blog był godny nagrody. Ludzie poświęcają swoim stronom całe życie, a dla mnie to jedynie hobby, odskocznia – kiedyś od studiów medycznych, a dziś od pracy lekarza. Choć poświęcam Hello Morning sporo uwagi, kocham jak dziecko, to jednak nie czuję ostatnio potrzeby na wystawianie go w konkursach. Mam trochę inny pomysł na siebie i na stronę w tym momencie. Czuję, że nie potrzebuję konkursów, aby się spełniać jako blogerka. Absolutnie szanuję to, co osiągają Jadłonomia i Wegan Nerd, ale nie chcę podążać tą samą drogą. Ja wolę własne, jeszcze niewydeptane ścieżki. Taką mą buntowniczą naturę.

Patrząc na ostatnie czternaście miesięcy oraz to ile w tym czasie działo się w moim życiu zawodowym, udało mi się zrealizować całkiem sporo projektów jako Hello Morning. Były warsztaty w Andersia Hotel w Poznaniu, dzień kuchni autorskiej we wrocławskiej Baszcie, siedem tematycznych warsztatów w Centrum Inicjatyw Wszelkich – Zakrzowska 29 we Wrocławiu, dla poznańskiej Dobrej Kawiarni, dla Koła Gospodyń Wiejskich w Osowcu, dla seniorów w Toruniu oraz pokaz organizowany przez Vege Inicjatywę z Bielska-Białej. Na dokładkę pokaz gotowania podczas krakowskiej Veganmanii. Absolutne szaleństwo. Zwłaszcza, gdy myślę, że jestem świeżo upieczoną rezydentką. Podsumowując ten czas mam wrażenie, że chyba nie potrzebuję konkursów, aby być z siebie zadowolona, a moi bliscy mogli być ze mnie dumni.

Warsztaty i pokazy są moim oderwaniem od codzienności. Bardzo lubię spotykać się z ludźmi, wspólnie gotować i rozmawiać o kuchni, o gotowaniu, o kulinarnych możliwościach roślin. Lubię dzielić się swoim doświadczeniem, godzinami opowiadać o tym, jak to się stało, że zostałam wegetarianką, później weganką i o tym, jak weganizm dał mi impuls do założenia bloga. W sierpniu minie siedem lat odkąd Hello Morning zabiera przestrzeń w internecie. Mnóstwo czasu, mnóstwo zmian, cała masa inicjatyw, ludzi, przyjaciół, którzy byli, ale już ich nie ma i zupełnie nowych, którzy uczą mnie patrzeć na świat swoimi oczami, wnoszą nową jakość, nowe smaki, przestrzenie i miejsca. Blog dodał do mojego życia dodatkowe odcienie kolorów, których nie byłoby wokół, gdybym nie nudziła się pewnego sierpniowego popołudnia w 2009 roku…

IMG_0408

Wracając do jedzenia i przepisów… Niemal z każdej podróży przyjeżdżam do domu z głową pełną pomysłów. Inspiruję się i odtwarzam smaki z knajp, w których jadałam. Myślę, że tą nieszkodliwą przypadłością zaraziłam Pawła, więc i on, nawet gdy jeździ beze mnie, potrafi po powrocie już od progu opowiadać o tym co jadł, jak smakowało, a czasami nawet upiera się, że koniecznie powinnam przygotować to w naszej kuchni i wrzucić na bloga.  Tak właśnie było z tytułową potrawą  – Koshari. Podczas jednej z wizyt w Londynie Paweł trafił do knajpki serwującej praktycznie tylko tę jedną, egipską potrawę. Kiedy mi o niej opowiedział, zwątpiłam. Czy ryż, soczewica, ciecierzyca i makaron w jednym daniu to dobry pomysł?  Dałam się jednak przekonać i nie żałuję ani trochę, bo połączenie smaków i tekstury okazało się strzałem w dziesiątkę. Nie do końca potrafię wytłumaczyć fenomen tego dania, ale niewątpliwie zasługuje na uwagę. Na pewno przy okazji wiosennego wypadu do Londynu zawitam w Koshari Street, a zanim to nastąpi kilkakrotnie przygotuję potrawę w domu. Oczywiście nie musicie podawać jej w słojach – jak ja. Na talerzu zaprezentuje się równie fascynująco. Mi zależało na tym, aby dobrze uwidocznić warstwy na zdjęciu. Rozumiecie  takie moje blogerskie zboczenie.

IMG_0431

Składniki:

  • 2 łyżki oliwy
  • 1 szklanka ryżu – u mnie basmati, przepłukanego pod bieżącą wodą
  • 1 szklanka brązowej soczewicy
  • 2 szklanki makaronu typu corals (kolanka)
  • 4 szklanki wrzątku
  • 1 ząbek czosnku
  • 1 łyżeczka kuminu
  • 1 liść laurowy
  • sól

Na sos:

  • 2 łyżki oliwy z oliwek
  • 1 mała cebulka, posiekana w drobną kosteczkę
  • 2 ząbki czosnku, drobno posiekane lub przeciśnięte przez praskę
  • ok. 680 g passaty pomidorowej
  • 2 łyżeczki przyprawy baharat
  • 1/4 łyżeczki płatków chili (można pominąć, jak nie przepada się za ostrym)
  • 1 łyżka octu winnego
  • sól i pieprz do smaku
  • prażona cebulka do posypania ( do dostania w supermarketach)
  • 1 puszka ciecierzycy

Przepłucz soczewicę pod bieżącą wodą. Umieść w rondelku. Wlać 2 szklanki zimnej wody, dodać 1/2 łyżeczki soli, czosnek, kmin i liść laurowy. Doprowadzić do wrzenia i gotować na małym ogniu przez około 20-30 minut, do czasu, aż ziarna zmiękną. Wyciągnij liść laurowy i odlej nadmiar płynu, jeżeli pozostał.

W rondlu rozgrzej oliwę z oliwek. Wsyp ryż i podsmażaj na średnim ogniu przez około 2 minuty raz po raz mieszając, aby nie przywarł. Wlej dwie szklanki wrzącej wody, dodaj około 1/2 łyżeczki soli i gotuj na małym ogniu przez około 10 minut.

Ugotuj  makaron wg instrukcji podanej na opakowaniu.

Ugotowaną soczewicę wymieszaj z ryżem i pozostaw pod przykrywką, aby nie wystygły.

Przygotowujemy sos: na patelni rozgrzewamy olej i dodajemy cebulkę, którą smażmy na małym ogniu do czasu aż stanie się miękka – około 5-7 minut.Dodajemy czosnek i smażymy z cebulką przez około 2 minuty. Następnie dodajemy przyprawy – baharat i płatki chili. Przesmażamy przez chwilę z cebulką, aby uwolniły aromat. Wlewy ocet i redukujemy go przez minutę. Na koniec dodajemy passatę. Mieszamy, zmniejszmy ogień na minimum i gotujemy pod pokrywką przez około 20 minut.  Co jakiś czas mieszamy. Doprawiamy do smaku solą i pieprzem.

Układamy warstwowo: ryż z soczewicą, makaron, odrobinę odsączonej ciecierzycy, sos polewamy na sam koniec. Wierz posypujemy ciecierzycą i prażoną cebulką.

IMG_0423

Wypieki i słodycze

Mandazi z bananem. Afrykańskie pączki

IMG_0006

W świecie kuchnia afrykańska nie cieszy się ogromną popularnością, w każdym razie nie taką, jak włoska czy meksykańska. Może poza północno-afrykańską kuchnią arabską. W końcu każdy kto trochę lubi gotować potrafi wymienić chociażby jedno danie rodem z Maroko. Ale Afryka to znacznie więcej niż Maroko. To ogromny kontynent, zróżnicowany i pełen sprzeczności… Choć sama nie dotarłam jeszcze w wiele wymarzonych miejsc, które kryją się gdzieś poniżej równika i czekają, aż je odwiedzę, wielokrotnie odbyłam afrykańską podróż za sprawą kuchni. Kilka lat temu dostałam od siostry zeszyt „A vegan taste of East Africa” i od tego czasu dania z tego regionu świata towarzyszą mi regularnie. Karmię nimi bliskich – rodzinę, przyjaciół, a nawet nieznajomych. Zupa afrykańska z masłem orzechowym i jarmużem, która znalazła się przed rokiem na blogu cieszy się wciąż rosnącą popularnością, co zachęca mnie, aby przygotowywać więcej dań rodem z Kenii czy Tanzanii… Mandazi to w zasadzie żadna nowość dla Hello Morning, bo na stronie po dawnym adresem gościły aż dwukrotnie. Znajdziecie je TU i TU. Wygląda na to, że średnio co 3 lata pojawiają się na blogu w nowej wersji. Tym razem przygotowałam je z dodatkiem banana. Mandazi są proste w przygotowaniu i wegańskie z założenia.  Czytaj dalej „Mandazi z bananem. Afrykańskie pączki”