Niedawno miałam przyjemność poprowadzić mały pokaz gotowania podczas krakowskiej Veganmanii, organizowanej przez stowarzyszenie Otwarte Klatki. Była to już trzecia Veganmania, na której pojawiłam się w tej roli i jak zwykle miło spędziłam czas. Krakowska edycja imprezy robi wrażenie i niewątpliwie była najlepiej zorganizowaną i najsmaczniejszą spośród wszystkich, na których gościłam dotychczas. Podczas pokazu padło kilka pytań dotyczących bloga i gotowanie. Zostałam zapytana o to, czy gotuję częściej z głowy, czy z przepisów. Odpowiedź nie jest jednoznaczna. Na co dzień, kiedy nie przygotowuję przepisów na bloga, gotuję spontanicznie i czasami potem żałuję, że nie spisałam receptury, kiedy niespodziewanie wychodzi mi najsmaczniejsze danie świata. Coraz rzadziej natomiast sięgam po gotowe receptury, zaglądam do wegańskich książek i na blogi. Moją największą inspiracją stały się książki kucharskie, którym daleko do weganizmu czy wegetarianizmu, ale „weganizowanie” receptur, które tam znajduję sprawia mi chyba obecnie największą frajdę. Od kilku miesięcy testuję książkę „Jerozolima” i końca przygody z tym wydawnictwem nie widać. Dla mnie to kuchnia idealna, dużo tam moich ulubionych smaków, przypraw, warzyw, ryby zastępuję tofu, inne mięso sojową teksturą czy tempehem. Dodaję jakiś składnik lub zabieram i gotuję trochę, jak w „Jerozolimie”, a trochę po swojemu. Efekty? Baaardzo satysfakcjonujące.
„Jerozolima” jest pięknie wydaną książką, po którą obecnie sięgam najczęściej i za każdym razem odkrywam w niej coś nowego. Obok zbioru fantastycznych przepisów opatrzonych klimatycznymi zdjęciami, w książce znajdziemy zbiór ciekawych opowieści o pełnym sprzeczności, tytułowym mieście. Już sama historia autorów jest ciekawa i poruszające. Poza tym, „Jerozolima” jest doskonałym przewodnikiem po kuchni Bliskiego Wschodu, jej smakach, przyprawach i składnikach, które królują w tym regionie. Bardzo serdecznie polecam „Jerozolimę” i myślę, że powinna znaleźć się pod niejedną choinką podczas zbliżających się małymi kroczkami świąt i ucieszyć amatorów dobrej kuchni.
Dosyć rozwodzenia się o książce, czas przejść do konkretów. Choć znajdziemy w niej sporo gotowych, wegańskich przepisów, ja dziś pokażę Wam, w jaki sposób zorganizowałam kebaby z ryby. Podałam je z sałatką z pieczonym kalafiorem, znalezionej na stronie 62 . Całość pyszna i zaskakująca.
Składniki na 15-16 kotlecików wielkości śliwki węgierki:
- 200 g tofu naturalnego lub wędzonego (użyłam wędzonego bio tofu od Polsoja – Smacznie i Zdrowo)
- 1/3 szklanki tartej bułki
- 1 łyżka siemienia lnianego wymieszana z 3 łyżkami ciepłej wody
- pęczek koperku
- łyżka kaparów, posiekanych
- 2 łyżki glonów wakame
- 1 średniej wielkości czerwona cebula, drobno posiekana
- skórka otarta z połowy cytryny
- 1/2 łyżeczki mielonego kuminu
- 1/2 łyżeczki soli ( jeżeli używacie tofu wędzonego to możecie zredukować sól całkowicie)
- posiekany pęczek koperku
- świeżo mielony pieprz – około 1/4 łyżeczki
- olej do smażenia
Siemię mieszamy w wodą i odstawiamy. Cebulę kroimy w kostkę, koperek drobno siekamy. Tofu odsączamy i rozdrabniamy na mniejsze kawałki. Wszystkie składniki umieszczamy w kielichu blendera lub misce, jeżeli używamy blendera ręcznego i pulsacyjnie rozdrabniamy tak, aby powstała jednolita masa. Na patelni rozgrzewamy olej ok. 0,5 cm głębokości. W zwilżonych dłoniach (to ważne, aby ręce były mokre, bo inaczej masa będzie nam się lepić do skóry) forujemy około 15 kotlecików wielkości małej śliwki. Smażmy z obu storn do czasu, aż się zarumienią. Obracamy je delikatnie podczas smażenia i odsączamy na papierowym ręczniku.
Składniki na sałatkę:
- 1 kalafior (ok.660 g) podzielony na różyczki
- 5 łyżek oliwy z oliwek
- 1 duża lub dwie mniejsze łodygi selera naciowego, pokrojone pod kątem na plasterki grubości ok. 0,5 cm ( ok.70 g)
- 30 g migdałów (w oryginalne były orzechy laskowe)
- pęczek pietruszki
- ok. 50 g pestek granatu (z 1/2 owocu)
- 1/3 łyżeczki mielonego cynamonu
- 1/3 łyżeczki mielonego ziela angielskiego
- 1 łyżka octu balsamicznego (w oryginale sherry)
- 1 i 1/2 syropu klonowego
- sól i czarny pieprz
Rozgrzej piekarnik do 220°C (z termoobiegiem do 200°C). Wymieszaj różyczki kalafiora z 3 łyżkami oliwy, 1/2 łyżeczki soli i dopraw świeżo mielonym czarnym pieprzem. Rozrzuć je po wyłożonej papierem do pieczenia blasze do pieczenia i piecz na najwyższej półce przez około 25 minut. Przełóż do dużej misy i odstaw do wystygnięcia.
Migdały podpraż na suchej, gorącej patelni, aż zaczną robić się rumiane i pachnieć orzechowo. Mieszaj raz po raz, aby się nie spaliły. Przesyp do miski i odstaw do wystygnięcia, a następnie posiekaj na grube kawałki.
Wymieszaj kalafior z orzechami i pozostałymi składnikami i przyprawami. Przemieszaj, dopraw solą i pieprzem. Podawaj w temperaturze pokojowej.
cześć Maddy, pytanie trochę z innej beczki… zauważyłam, że od jakiegoś czasu nie po drodze mi z nabiałem (i wydaje mi się, że to dobra droga;) i chyba czas pomyśleć o b12. tylko trochę się już pogubiłam w tych jednostkach, cyjanokobalaminach, metylokobalaminach itd. w efekcie kompletnie zgłupiałam 😛 kogo spytać, jak nie wegankę-lekarkę:) czy taka http://sklepmelasa.pl/sklep/witamina-b12-100-tabletek-tib/ będzie ok? pod względem ilości jednostek itd.? a może napiszesz jaką sama stosujesz?
PolubieniePolubienie
Ponieważ witamina b12 z tabsów wchłania się w zaledwie 5-10% ja stosuję dość duże dawki. Obecnie zażywam taką:http://vegevege.pl/img/p/6671-878-thickbox.jpg
PolubieniePolubienie
Hej! Czy mogę zamiast wakame użyć porwanych drobno nori? Czy smak tych pulpecików naprawdę będzie rybny?
PolubieniePolubienie
Powinno się udać 🙂
PolubieniePolubienie