Wegańskie currywurst, czyli dziwny berliński przysmak w wersji roślinnej

Currywurst, czyli przysmak znad Szprewy od lat mnie zdumiewa. Tak naprawdę w czasach, kiedy nie byłam weganką, a nawet wegetarianką nie miałam pojęcia o istnieniu tego berlińskiego, lokalnego fast foodu. Dopiero przy okazji wizyty w stolicy Niemiec, kiedy kumpel polecał mi kolejną nowo otwartą wegańską knajpę i zaznaczył, że koniecznie muszę spróbować tam właśnie roślinnej wersji currywurst zaczęłam się baczniej przyglądać zjawisku. Wciąż jest ono dla mnie mało zrozumiałe, bo naprawdę nie wiem, co  może być niezwykłego z kiełbasce pływającej z keczupie z curry, bo najkrócej mówiąc właśnie tym owo danie jest.

Historia currywurst sięga połowy XX wieku i zaczyna się we wspomnianym już Berlinie. Znany na całym świecie niemiecki fast food został wymyślony przez panią Hertę Heuwer, która keczup lub, co bardziej prawdopodobne, Worcesterrshire sauce oraz curry otrzymywała od angielskich żołnierzy stacjonujących w Berlinie po wojnie. Zasadniczo wymieszała curry z sosem i zaczęła podawać ze kiełbasą, a niedługo potem otworzyła pierwsze na świecie miejsce serwujące owo danie. Po wojnie tego typu przekąska sprawdzała się doskonale, ponieważ była jednocześnie tania i sycąca, więc nic dziwnego, że zdobyła popularność w okresie powojennym. Obecnie to niepozorne danie doczekało się się nawet własnego muzeum, a setne urodziny Herty uczczono na Google Doodle grafiką jej słynnego fast foodu.

Postanowiłam zmierzyć się z tym przedziwnym przysmakiem we własnej kuchni. Oczywiście mogłabym sama przygotować kiełbaski, ale leniwiec ze mnie w tym względzie straszny, więc sięgnęłam po vege kiełbaski grillowe z Polsoja – Smacznie i Zdrowo. Z tych, które znajdują się w ofercie do currywurst najbardziej pasuje oczywiście  kiełbaska w wersji curry. Tak też zrobiłam.

Oboje z moim chłopakiem mamy śmieszne doświadczenia z currywurst zza Odry. Bardzo żałuję, że nikt nie sfotografował mojego spojrzenia, kiedy po raz pierwszy zetknęłam się z tą potrawą, ale na szczęście mi udało się zdumienie Pawła złapać na zdjęciu, kiedy nakłoniłam go do spróbowania currywurst na jednym z berlińskich marktów… Zgodnie uznaliśmy, że moja wersja wygrywa już w przedbiegach. Owszem, nie jest to danie wysokich lotów, ale przecież nie zawsze musi być. Poza tym jest to ukłon w stronę tych, którzy pragną odżywiać się roślinnie, a dania tego typu kochają miłością bezgraniczną.

Składniki:

• 2 opakowania kiełbasek grillowych Polsoi o smaku curry
• 1 szklanka ketchupu , domowego lub ze sklepu, ja wybrałam taki bez dodatku cukru
• 1/4 łyżeczki sody oczyszczonej
• 2-5 łyżeczek curry w proszku
• 2 łyżeczki wędzonej papryki
• 1 łyżeczka cebuli w płatkach (można użyć 1/2 cebuli, 1/2 czosnku lub zastąpić asafetydą)
• 1/8-1/4 łyżeczki pieprzu kajeńskiego
• 4 -6 łyżek wody
• 1 łyżka sosu sojowego (opcjonalnie)

W rondelku podgrzej ketchup. Kiedy jest już ciepły, ale nie wrze dodaj sodę. Wymieszaj. Dodaj wodę i sos sojowy, wysp przyprawy. Jeżeli używasz ketchupu pikantnego możesz pominąć pieprz kajeński. Sos sam sobie wychodzi dość ostry, choć oczywiście dużo zależy od tego, jak pikantne jest curry, które stosujecie w kuchni. Wymieszaj sos z przyprawami i doprowadź do  wrzenia. Gotuj przez około 2 minut. Odstaw na bok.

Na patelni rozgrzej 3 łyżki oleju. Usmaż kiełbaski tak, aby stały się rumiane i złocisto brązowe.  Możesz użyć patelni grillowej lub grilla elektrycznego (w sezonie klasycznego)  i podpiec je bez użycia tłuszczu. Pokrój kiełbaski w krążki i podawaj z sosem keczupowym.