
Święta zbliżają się wielkimi ( i szybkimi) krokami. Ja już dawno wymyśliłam receptury, które chciałabym Wam w tym roku podrzucić, ale niestety końcówka roku nie jest łatwa. Listopad upłyną w naszej rodzinie głównie na chorowaniu. Nie moim, a chłopaków. Mnie wirusy już tak łatwo nie biorą, ale chyba stała ekspozycja na dzieci z infekcjami wyrobiła mi odporność. Niemniej mocno wpłynęło to na moje plany i zmodyfikowało rutynę. Czas, który przewidziałam na moją internetową działalność, poświęcałam Alexowi, który nie chodził do przedszkola. Mieliśmy dużo zabawy, więc nie narzekam, ale coś za coś. Doba nie jest z gumy i z czegoś musiałam zrezygnować. Padało na blogowanie i całą moją infulencerską dzialaność, która jest jedną z niewielu rzeczy, z których mogłabym zrezygnować z dnia na dzień i nie miało by to większego znaczenia, ani dla mnie, ani tym bardziej dla świata. Zresztą, jeżeli mam być szczera, cały świat przeżyłby i kręcił się dalej (pewnie nawet sprawniej), gdyby cały ten „przemysł” infuencerski zamienił się w pył, a w tym przekonaniu utwierdza mnie jeszcze bardziej czytana przeze mnie obecnie lektura ” The Anxious Generration”. Jeszcze nie skończyłam, ale już polecam.
W zeszłym tygodniu po niemal miesiącu wróciłam na pilates. Nie widziałam w tym nic takiego. Ot, wróciłam po przewie, którą wymusiło na mnie życie, a konkretnie chore dziecię. I dopiero koleżanka z pilatesu, kiedy mi pogratulowała powrotu uświadomiła mi, że „hej! to wcale nie jest takie oczywiste”. I to, że wróciłam po czasie świadczy o tym, że jest to już mój ugruntowany nawyk. Wypracowałam to sobie sama i powinnam siebie za to docenić. Też na pewno macie w życiu takie rzeczy, które robicie, są Waszą rutyną i za które się nie doceniacie, a powinniście. Może końcówka roku jest dobrym momentem, żeby się trochę „przytulić”? Pogłaskać samego siebie, powiedzieć sobie samemu „good job”.
Pomysł na boczniaki w imbirowo-maślanym sosie powstał spontanicznie. Miałam w domu resztkę boczniaków, które nabyłam od lokalnych producentów i paczkę kopytek (jakie to szczęście, że tak dużo tego typu produktów jest accidentally vegan). Czym podkręcić by smak? – pomyślałam i mój wzrok zatrzymał się na dorodnym korzeniu imbiru. Strzał w dziesiątkę. Czułam, że będzie trzeba to danie czymś „zmiękczyć”, „otulić”. Pomyślałam o czym, na co jeszcze nie tak dawno raczej bym się nie zdecydowała. Sięgnęłam po wegańskie masło. Z reguły używam dwóch, trzech różnych i jest to Eleplant, Naturale lub czasem Naturli (Vegan Block). To trzecie jest najtrudniej dostępne. Kiedyś większość margaryn kojarzyła mi się z czymś niezbyt smacznym (podobnie zresztą mam z tradycyjnym masłem – sam zapach mnie odrzuca, ale generalnie nie jest to dla mnie problem, bo jako weganka i tak po nie nie sięgam), ale z biegiem lat wegańskie masło nie musi już oznaczać podłej margaryny. Według mnie te trzy, wymienione wyżej roślinne masła, dają radę i od czasu do czasu urozmaicam nimi moją kuchnię. Wybitnie pasują do grzybów.
Myśląc o kopytkach z bocznikami uznałam, że to świetna propozycja na Święta, jako dodatek obiadu lub wigilijna potrawa. Jeżeli ma być osobną potrwą, a nie dodatkiem warto dodać do niej upieczoną ciecierzycę (dla białka). Całość posypałam wegańskim parmezanem przygotowanym z płatków drożdżowych, orzechów włoskich i pasty miso.

U nas w domu ta potrwa zdała test. Młody Człowiek wprawdzie zbojkotował kluski (co było do przewidzenia, bo bojkotuje wszelkie kluchy poza makaronem) i zjadł tylko boczniaki i ciecierzycę. Było to nawet dość duże przeżycie, bo stał ze mną w długiej kolejce z nimi i nie omieszkał wspominać tego przy obiedzie ;).
Potrawa jest super prosta i myślę, że nie wymaga wielkich umiejętności kulinarnych, ale w tej całej swej prostkoście jest efektowa. Niczego jej nie brakuje. Po prostu wszystko w niej się zgadza. Polecam ❤
Zanim zaproszę Was do gotowania przypomnę, że moje blogowanie można wspierać za pomocą platformy BuyCoffee.To. Taka wirtualna kawa pomaga mi kontynuować moje hobby, którym lata temu stało się gotowanie nie tylko dla siebie, ale także dla Was. Dziękuję.
Imbiorowo-maślane boczniaki z kopytkami
Składniki ( na 4 porcje):
- 400 g boczniaków pokrojonych w paseczki
- 4 łyżki oliwy z oliwek z pierwszego tłoczenia
- Sól i czarny pieprz
- imbir wielkości 2-3 cm, obrany i przetarty
- ¼ łyżeczki płatków chilli
- 400 g opakowanie gotowych lub schłodzonych wegańskich kopytek, można wykorzystać także gotowe gnocchi
- 90 g wegańskiego masła (czytaj w opisie powyżej)
- 1 łyżka syropu klonowego
- wegański parmezan, pieczona ciecierzyca, natka pietruszki do podania
Boczniaki potnij w paski.
Na dużej patelni rozgrzej 3 łyżki oliwy z oliwek. Dodaj boczniaki i dopraw ½ łyżeczki soli i kilkoma szczyptami pieprzu i podsmażaj , aż boczniaki się zarumienią. Dodaj przetarty imbiru, wymieszaj i dopraw płatkami czerwonej papryki. Ponownie wymieszaj i gotuj 2 do 3 minut. Przełóż boczniaki do miski.
Na tej samej patelni podgrzej pozostałą 1 łyżkę oliwy z oliwek. Dodaj kopytka na patelnię (rozklej je, jeżeli się pozlepiały) i smaż, aż staną się złotobrązowe z obu stron, przez 2 do 4 minut. Dodaj masło i syrop klonowy , dopraw solą i dużą ilością czarnego pieprzu i gotuj, mieszając, aż masło stanie się złote, orzechowe i pieniące się, przez 1 do 2 minut. Wymieszać z boczniakami aż się podgrzeją. Podawaj z wegańskim parmem z orzechów włoskich* i opcjonalnie, jak chcesz podać jako samodzielne danie dodaj 1,5 szklanki upieczonej ciecierzycę.**
* aby przygotować wegański parmezan: zmiksuj szklankę oczechów włoskich z 1/4-1/2 szklanki płatków drożdżowych i łyżką miso. Przechowuj parm w szczelnie zamykanym słoiku w lodówce.
** ciecierzycę odsącz, przepłucz wodą, wymieszaj z 1-2 łyżkami oliwy, łyżką płatków drożdżowych, 1/2 łyżeczki wędzonej papryki i 2-3 szczyptami soli. Piecz w temp. 200 st.C przez około 20-25 minut

