kuchnia roślinna

Kawowy pudding z kaszy jaglanej z letnimi owocami

IMG_0377

Nie wiem, czy mieliście już okazję widzieć najnowszą reklamę firmy Ikea, ale mnie rozbroiła całkowicie (LINK). Filmik świetnie parodiuje współczesną obsesję fotografowania jedzenia i tym samym pokazuje absurd, do którego my – blogerzy i blogerki sami dołożyliśmy cegiełkę. BA! Raczej sporej wielkości cegłę! Zamiast celebrować posiłki i cieszyć się wspólnymi chwilami z najbliższymi, strzelamy foty, nakładamy filtry, opisujemy, oznaczamy tudzież, mówiąc współcześnie tagujemy, hasztagujemy i szerujemy, czyli udostępniamy. Świat widzi nasze „małe dzieła” i wysyła serduszka, polubienia, czasem skrytykuje, ale to i tak kropla w morzu uwielbiania, więc nie bardzo nas ta krytyka obchodzi…  Czasami naprawdę chcę z tym skończyć. Chcę przestać pisać bloga, prowadzić Facebooka czy Instagrama. Snapchata też mam, ale za to nie mam głowy i czasu, aby go ogarniać. Myślę sobie, że przecież mogę promować weganizm jako lekarka, mogę spróbować podziałać w Otwartych Klatach czy innej prozwierzącej organizacji.  Chętnie porobiłabym kursy doszkalające, douczyła się od kolegów i koleżanek z zagranicy, jak najskuteczniej promować weganizm będąc lekarzem. W zasadzie to myślę sobie o tym, co jest skuteczniejsze i lepsze dla zwierząt: ja – wegańska blogerka kulinarna (jedna z wielu) czy ja wegańska lekarka (jedna z niewielu)? 

Oczywiście decyzja o zaprzestaniu blogowania towarzyszy mi niemal od samego początku Hello Morning, czyli już circa 7 lat, natomiast kiedyś było lżej, bo nie miałam tych wszystkich dodatkowych mediów społecznościowych do prowadzenia. Był blog i to wszystko. Teraz bez Facebooka i całej spółki nie znajdziesz odbiorców, a cały sens pisania bloga jest w tym, kiedy masz czytelników. Obecnie też blogi zawodowe biorą górę nad amatorskimi i właściwie, kiedy jesteś amatorem, nie znajdziesz czasu, aby prowadzić storę w satysfakcjonujący  i przede wszystkim interesujący czytelnika sposób. Koło się zamyka i mnóstwo znanych mi z dawnych czasów blogów nie istnieje, bo osoby jest tworzące nie nadążyły za trendami… Życie. Ja za bardzo kocham moją pracę zawodową, aby przerzucić się na pełnoetatowe blogowanie i zawsze podkreślam, kiedy ktoś mnie pyta, że gdyby miała wybierać pomiędzy blogiem, a pracą w szpitalu, zawsze wygra szpital.

Jest jednak jeszcze druga strona medalu. Blogowanie ma swoje zalety i miło jest spotykać swoich odbiorców w rzeczywistości poza wirtualnej. ❤ Poświęciłam Hello Morning masę czasu i energii, więc trudno mi tak pod wpływem impulsu  zrezygnować. Wiem, że obecnie jestem przepracowana, że od czasu do czasu dopada mnie wypalenie w tej materii, które zawsze mija. Kiedyś miałam dobry zwyczaj urlopu od bloga. Często był to właśnie sierpień, kiedy dawałam sobie wolne od internetu. Może to ma sens? Może powinnam do tego wrócić? Inna sprawa, że promowanie weganizmu „od kuchni” jest zwyczajnie mówiąc proste, przyjemne i bezbolesne. Pytanie tylko na ile skuteczne? Pisanie bloga na pewno motywuje i rozwija mnie kulinarnie. Samo gotowanie to fajna odskocznia od codzienności. Kiedy przygotowuję posty na bloga, czy mam świadomość, że będę fotografować swoje śniadanie na Instagrama, bardziej się staram. To chyba naturalne. Tym samym jem naprawdę bardzo apetyczne smakołyki. Wiecie, może gdybym nie miała za co żyć, gdyby brakowało mi perspektyw, uciekłabym się do zawodowego blogowania, ale na szczęście nie ma takiej potrzeby. Wydaje mi się, że jedną z zalet bycia blogerką kulinarną jest to, że pokazuję, że lekarze i lekarki też mają swoje pasje i zainteresowania, że nie zawsze jedzą byle co i byle jak, a do tego bywają weganami i wegankami!  Myślę, że wychodzę poza pewne ramy i łamię stereotypy, a to zawsze jest dobre.

Powiem tak: nie wiem co będzie… Myślę, że raczej się nie zdematerializuję, ale czy Hello Morning przetrwa ten kryzys, czy może poszukam innych form aktywności jeszcze nie wiem w 100%.

IMG_0404

Tymczasem, dopóki jestem,  podrzucam przepis, który zalega na komputerze do dawna, ale dopiero wczoraj udało mi się zrobić jakieś przyzwoite zdjęcia. Jest to deser lub propozycja śniadania. Pudding z kaszy jaglanej, słodzony suszonymi owocami z dodatkiem kawy to zawsze dobry pomysł. Kiedyś nie znosiłam takich połączeń, ale jako dorosłe dziewczę bardzo lubię kawowe smaki. W deserach zawsze przełamuję je owocami, więc lato, kiedy malin, jagód, borówek i jeżyn jest w bród, jest idealnym czasem, aby  zaserwować sobie taki prosty pudding.

IMG_0383

Składniki:

  •  ½ szklanki rodzynków
  • ½ szklanki daktyli
  • 2, 5 szklanki dowolnego, niesłodzonego mleka roślinnego (może być waniliowe)
  • ziarna z jednej laski wanilii lub ekstrakt waniliowy
  • ¼ łyżeczki mielonego cynamonu
  • ¼ łyżeczki mielonego kardamonu
  • szczypta soli
  • 1 szklanka mocnej, aromatycznej kawy (wystudzonej)
  • ok. 100 g zmielonej kaszy jaglanej
  • 1- dojrzałe banany
  • 1-2 łyżki oleju np. z pestek winogron, słonecznikowego, ryżowego
  • owoce do podania

W misce wymiesza rodzynki i pokrojone daktyle. Zalej podgrzanym mlekiem i mocz przez 30 minut. Zmiksuj z kawą przy pomocy blendera. Przej do rondla, dodaj przyprawy, olej zagotuj. Mieszając trzepaczką wsyp zmieloną kaszę jaglaną i gotuj, cały czas mieszając przez około 7-10 minut. Dodaj pokrojone banany. Ponownie zmiksuj blenderem. Przelej do miseczek i podawaj z ulubionymi owocami.

IMG_0420

7 myśli w temacie “Kawowy pudding z kaszy jaglanej z letnimi owocami”

  1. Wiadomo, każdy ma swoją drogę ale smutno jest kiedy ulubione blogi są zawieszane ,albo jeszcze gorzej znikają zupełnie , kasowane przez autorów.
    Mam nadzieje ,że mimo wszystko Maddy czasami będziesz jeszcze pisać i zamieszczać świetne przepisy, które uwielbiam

    Polubione przez 1 osoba

      1. Wiadomo, czas coś tam przyniesie ,ale mam chociaż malutką prośbę , jak już nie możesz (kiedyś tam) prowadzić to nie kasuj , bo to tu są najlepsze przepisy na tempeh, czarną soczewice i sernik nie sernik ze słonecznika , taka jest prawda i nic tego nie zmieni Maddy 🙂

        Polubienie

  2. Nie mam opcji zmielić kaszy, myślisz, że jeśli zamiast kaszy dam płatki jaglane i potem wszystko zblenduję, to będzie działać? 🙂

    Polubienie

  3. Również myślę sobie czasem czy wytrzymam tą całą internetową presję i czy warto na to poświęcać swój czas. Ale blogowanie kulinarne ma tyle zalet! Najważniejsze z nich to takie jak mówisz, czyli po prostu staranie się i tak na prawdę tym samym dbanie o siebie. Ja to właśnie tak traktuję. Lubię się dzielić swoimi przepisami, ale jednocześnie jest to mój samomotywator. Zapewne jesteś już zmęczona prowadzeniem tyle czasu bloga, ale jest świetny i myślę, że wiele osób przez niego inspirujesz 😉 Oczywiście wszystko należy robić zgodnie ze swoim sumieniem i iść za głosem serca 🙂

    Polubienie

Dodaj komentarz