Recenzja, Wegański poradnik

Ekspresowy przewodnik po wegańskim Berlinie, czyli gdzie zjeść, aby nie żałować, gdy wpada się do stolicy Niemiec na dobę

20180611_111158.jpg

Nie zawsze musisz jechać do Azji, aby spróbować wyśmienitej wschodniej kuchni. Podobnie, jak nie trzeba  koniecznie lecieć za ocean do Nowego Jorku, gdy ma się ochotę zjeść donuty na śniadanie. Przecież czasami nie ma się na to czasu, a zazwyczaj pieniędzy. Na szczęście wszystko  to znajdziesz w Berlinie. I to wersji roślinnej! 

Dla mnie podróżowanie jest rodzajem terapii. Lekiem na smutki i ogarniający marazm. Pomaga oderwać się trochę od rzeczywistości. Nabrać dystansu, złapać wiatr w żagle i wrócić do codzienności z zupełnie innym nastawieniem. Niestety okazji do prawdziwych wypraw mam niewiele. Ograniczona ilość urlopu i raczej skromny, rezydencki budżet  nie pozwalają mi na takie podróżowanie, o jakim marzę.

Na szczęście potwierdza się porzekadło, że potrzeba matką wynalazku. Jeśli nie mogę ruszyć w żaden odległy zakątek świata, ruszam do Berlina. Tam odnajdę cały świat w obrębie jednego miasta.

Berlin leży dwie godziny drogi od Poznania. Do Warszawy jedzie się nieco dłużej (i drożej). Aż dziwne, że bywamy w stolicy niemiec tak rzadko… W niedzielę, nieco spontanicznie i bez wielkich planów wsiedliśmy w pociąg do Berlina. Miasta, które podczas studiów odwiedzałam za każdym razem, gdy robiło mi się smutno i źle. Nie miałam pojęcia, co będziemy robić i przede wszystkim, gdzie pójdziemy jeść, ale  błogosławiony internet pomógł i wskazał, gdzie najlepiej wydać euro, aby nie zmarnować tego czasu i przeżyć kulinarny orgazm.

Pamiętajcie, że w Berlinie w wielu miejscach można płacić tylko gotówką, dlatego lepiej wymienić  trochę euro przed wyjazdem, żeby później nie ganiać za bankomatami.

Oczywiście bycie weganką Berlinie jest banalnie proste. Knajp serwujacych roślinne  pyszności jest na pęczki. Czają się w zasadzie na każdym kroku i w każdej dzielnicy Berlina, od najbardziej hipisowskiej, punkowej (Kreuzberg, Friedrichshein czy Neukoln), przez hipsterskie (Prenzlauerberg) po eleganckie, lekko spięte Mitte. Kuchnia roślinna przebija się na kulinarnej mapie Berlina bardzo wyraźnie. Do wyboru mamy falafele w tureckich donerach, które dostaniemy za 3-4 euro, ale też bardzo eleganckie restauracje takie jak Lucky Leek czy słynny Kopps.

Dla mnie, osoby kochającej jedzenie, największą wartością wegańskiego Berlina jest to, że tak wiele knajp specjalizuje się w kuchni danego regionu świata i przenosi Cię w najbardziej odległe zakątki globu. Nie wiem, czy jesteście w stanie to zrozumieć, ale jedząc takie pyszności mam ochotę płakać ze wzruszenia. Tak, jedzenie jest w stanie poruszyć mnie do głębi. Dokładnie tak, jak dobra książka, film czy muzyka.

Jak zaplanować krótki wypad do Berlina i nie żałować?

W Berlinie jest naprawdę dużo wegańskich miejsc, a jeszcze więcej takich z roślinnymi opcjami. O ile wybieracie się na kilka dni sprawa jest prosta, bo raczej uda Wam się obskoczyć sztandarowe miejscówki i skubnąć wszystkiego po trochu. Jednak jeżeli nie macie tyle czasu (jak my tym razem), musicie wybrać. Ja rozważałam dwa scenariusze wyprawy. Wybieramy trzy- cztery zupełnie różne miejsca, albo wręcz przeciwnie  – stawiamy na jeden lub też zbliżone do siebie kuchnie. Po bardzo krótkiej dyskusji padło na wariant drugi i szeroko pojętą kuchnię azjatycką. Wybraliśmy, więc najprostszą drogę, bo miejsc z kuchnią wietnamską nie trzeba w Berlinie specjalnie poszukiwać.

Jeżeli bardziej odpowiada Wam opcja pierwsza to wybierzcie spośród knajp, które testowałam wcześniej i się sprawdziły: Burrito Baby (Tex-Mex), Let it be (Burgery i naleśniki), Dolores (Tex-Mex), La Stella Nera (Pizza), Svizy Veg (Pizza), Miss Saigon (kuchnia wietnamska). Zasmakujecie rozmaitych kuchni z całego świata i nie będziecie żałować.

Z Poznania kursują bezpośrednie pociągi do Berlina ( Z Warszawy Wschodniej). Koszt w jedną stronę to około 70 zł za osobę. Samochodem, jadąc autostradą dotrzecie w podobnym czasie (około 2,5 h) tylko nieco drożej.

Wsiadamy na Dworcu Głównym o 9:29, a wysiadamy o 12:16 na Dworcu Głównym (Hauptbahnhof) w Berlinie. Z tym, że my wysiedliśmy wcześniej na Berlin-Ostkreuz, w pobliżu miejsca, gdzie zarezerwowaliśmy nocleg w PLUS Berlin Hostel & Hotel . Doba hotelowa zaczynała się  dopiero od 15:00, więc prosto z pociągu (przyjechaliśmy na chwilę, więc poza majtami, T-shirtami i kosmetyczką nie mieliśmy w zasadzie bagażu), ruszyliśmy spacerem w stronę Friedrichshein.

Naszym pierwszym przystankiem była okrzyknięta mianem najlepszej wietnamskąiej restauracji:  1990 vegan living  – obowiązkowy punkt programu i miejsce, do którego każdy głodny smakowitego, wegańskiego jedzenie powinien trafić.

IMG_20180610_144609_142
1990 Vegan Living

Zjedliśmy niewielki lunch – cztery miski z rozmaitymi przystawkami oraz noodle. Wszystko, czego spróbowaliśmy było pyszne i zgadzało się w 100%.

Dosłownie minutę spacerem od 1990 vegan living trafiśmy do miejsca o nazwie Balaram Eis. Można spróbować tam między innymi lodów o smaku orzechowych wafelków Manner, ale też pyszne migdałowe, śmietankowe, pistacjowe. Wszystkie lody są wegańskie.

Idąc w stronę Hotelu,  mając jeszcze trochę wolnego czasu, zajrzeliśmy do Veganz na Warschauer Strasse. Mrożone Caffee Latte to może nie był strzał w dziesiątkę,  ale przy okazji przeleciałam między półkami w sklepie ogarniając mniej więcej, co chciałabym kupić przed wyjazdem. O ile kawa w Veganz nie jest moim zdaniem najlepsza, to ciasta i ciasteczka oraz kanapki i bajgle wypadają naprawdę nieźle.

20180610_140818
Veganz

Wreszcie zakwaterowaliśmy się w Hotelu. Wzięliśmy szybki prysznic  i pogapiliśmy się trochę na Pingwiny z Magagaskaru w niemieckiej telewizji (tak, po niemiecku…). Gdybyśmy wzięli stroje, poszlibyśmy na hotelowy basen, ale zapomnieliśmy spakować… Tak to jest, jak chcesz zrobić coś spontanicznie….

Kontynuując naszą podróż „po Azji” w Berlinie postanowiliśmy zjeść kolację w Goura Pakora. Kuchnia indyjska to dla mnie trudny temat. Tyle razy nacięłam się na bardzo przeciętne dania tej kuchni, że potrzebowałam czasu, aby przekonać się do niej na nowo. Na kolację w Goura Pakora zamówiliśmy thali i masalę dosa. Na szczęście jedzenie okazało się być totalnie smakowite i nawet przez  chwilę nie żałowałam, że skusiliśmy się na tę opcję.

Trudno powiedzieć „nie” dobrze przyrządzonej pakorze lub masala dosa. Uwierzcie mi.

Gdybyśmy byli jeszcze większymi łakomczuchami to wciągnęlibyśmy jeszcze jedną porcję lodów, bo drzwi w drzwi z Gaura Pakora znajduje się miejsce z opcją roślinnych  lodów –  Delabuu. Na szczęście jednak zdrowy rozsądek wygrał.

20180610_183126
Gaura Pakora

Wieczorem prosto z Gaura Pakora wybraliśmy się na koncert Rvivr. Nawet nie wiecie, jak tęskniłam za koncertami w Berlinie. W dodatku po całym dniu pozytywnych wrażeń udało mi się naprawdę dobrze wyspać. Aż trudno uwierzyć, że udało mi się to dużo większym mieście, niż Poznań. Bez trzaskających o piątej rano drzwi dostawczaka, który przywozi towar do Żabki pod moją kamienicą… Bez wydzierających się studentów, wędrujących na i z Targu Towarzyskiego. Bez nocnych wyścigów samochodowych pod oknem naszego mieszkania na poznańskim Łazarzu… Coraz częściej myślę o życiu poza miastem…

Dzień zaczęliśmy zakupami w oddalonym o 10 minut spacerem, wspomnianym już Veganz. Szał na wegańskie zakupy w Niemczech już nieco przygasł. W Polsce wybór roślinnych produktów jest obecnie na tyle duży, że nie widzę specjalnie sensu, żeby targać ze sobą torby żarcia. Niemniej nie byłabym sobą, gdyby nie skusiła się na jakieś bajeranckie produkty,  których w Polsce raczej jeszcze nie znajdę.

20180611_194038_HDR.jpg

Po zakupach, nieco wygłodniali ruszyliśmy spacerkiem w stronę europejskiej pączkowej Mekki.

Na co dzień odżywiam się dość zdrowo i racjonalnie, ale skłamałabym, że nie fantazjuję o donutach na śniadanie… Od czego są wyjazdy, jak nie od spełniania swoich fantazji…

brammibal's donuts
Brammibal’s Donuts

Brammibal’s Donuts  to miejsce, które po prostu trzeba odwiedzić. Wybór pączków jest spory, więc niezdecydowani będą mieć kłopot lub też wydadzą sporo kasy i objedzą się jak bąki. My wybraliśmy donuty z cynamonem, waniliowo-jagodowe, z lemon curd oraz z bekonem kokosowym i syropem klonowym. Brzmi nieźle, co?

I tak! Wszystko jest roślinne!

Po naszej pączkowej uczcie, ciesząc się jak dzieci, że tak niewiele do życia nam potrzeba i w zasadzie okazało się się, że szczęście jest puszyste, tłuściutkie, słodkie i popija się je czarną kawą, a w dodatku kosztuje tylko 15 euro ( czyt.:ojro) wsiedliśmy w najbliższy U-Bahn i ruszyliśmy stronę Friedrichstrasse.

Przyznaję się! Jestem uzależniona od zakupów z Lushu, więc nie mogłam sobie podarować małego shoppingu… No dobra,  nie takiego małego,  ale bardzo przyjemnego. Opisałabym Wam dokładniej co nabyłam, ale mam w planach poświęcić całego posta kosmetykom, których używam i wtedy na pewno zdradzę Wam sekret.

Wolę kupować w Lushu w Anglii, bo jednak opisy po niemiecku trochę mnie przerastają, ale na szczęście obsługa sklepu rozwiewa wszystkie wątpliwości.

1528739395320.jpg

Wciąż najedzeni po pączkach, z torbą pełną niebiańsko pachnących kosmetyków, bardzo wolnym spacerkiem ruszyliśmy do kolejnej wietnamskiej knajpy. Jak wspomniałam na początku cały wyjazd przebiegał pod hasłem kuchni azjatyckiej, więc musieliśmy wybrać coś odpowiedniego nim wybraliśmy się w drogę powrotną.

Padło na Plus 84  na berlińskim Mitte, czyli dzielnicy, która kojarzyła mi się zawsze z drożyzną. Plus 84 to wietnamska restauracja z dwoma kartami menu – tradycyjną i roślinną. Paweł wybrał curry z roślinnym „kurczakim”, a ja potrawkę w  wegańską „kaczką”. Ceny bardzo przyzwoite, bo 8-9 euro za danie, a jedzenie było tak pyszne, że znowu miałam ochotę popłakać się ze wzruszenia, że mam tyle szczęścia w życiu, że mogę próbować takich dobroci. Polecam! Palce lizać.

20180611_144631.jpg

I tutaj nasz nieco ponad dobowy wyjazd dobiegł końca. Spacerując w stronę Dworca Głównego wpadliśmy do marketu Rewa, aby wydać na wegańskie dobroci resztki euro i totalnie ukontentowani wróciliśmy do Poznania. Jak widać nie zawsze trzeba wyjeżdżać na długu i daleko, żeby przeżyć naprawdę dobry czas.

20180611_194118_HDR.jpg

Podoba Ci się mój wpis? Zostaw komentarz i podziel się swoimi ulubionymi  adresami w Berlinie.

Zapraszam na moje kanały społecznościowe:

Facebook

Instagram

YouTube

2 myśli w temacie “Ekspresowy przewodnik po wegańskim Berlinie, czyli gdzie zjeść, aby nie żałować, gdy wpada się do stolicy Niemiec na dobę”

  1. Hej! Jadę wlasnie na weekend do Berlina i Twój wpis trafia w dziesiątkę 🙂 dziękuję. Budzi szacunek ilość jedzenia jaka byliście w stanie pochłanąć:) Co do mojego wyjazdu, zaznaczylam sobie wszystkie miejsca ktore mnie interesują i oprócz noclegu wszystkie sa w spacerowej odległości od siebie, wiec zapowiada się naprawdę dluuugi spacer. Pozdrowienia!

    Polubienie

Dodaj komentarz