Recenzja, Wegański poradnik

Weganie na wakacjach: Lizbona i okolice

_1060720.JPG

Uwielbiam podróże, ale wybrałam zawód, który nie daje mi wielkiej swobody przemieszczania się po świecie. W każdym razie na chwilę obecną. Wciąż przecież pozostaje otwarta kwestia Lekarzy bez granic… Temat powraca jak bumerang, więc kto wie, kto wie. Tymczasem jednak pozostaje mi najzwyklejszy na świecie urlop. W tym roku odwiedziłam stolicę Portugalii – Lizbonę oraz zieloną wyspę Terceirę, o której opowiem innym razem.

Niby podobne, a jednak całkiem różne

Czy Portugalia ma coś wspólnego z Polską? Nazwę, która rozpoczyna się na tę samą literę alfabetu. Podobnie, jak w Polsce, najpopularniejszą dyscypliną sportową jest piłka nożna, a dominującą religią katolicyzm. Polacy mają Matkę Boska Częstochowską, Portugalczycy Fatimską. Myślę, że przynosi ona Portugalczykom więcej pieniążków, niż Matka Boska Częstochowska i Licheńska razem wzięte, bo każdy sklep z pamiątkami zarówno w samej Lizbonie, jak i na Azorach wypełniony jest maryjnymi obrazkami, podobiznami i figurkami, od takich wielkości zapałki, po takie rozmiarów wyrośniętej dwulatki. Fani kiczu, pasteli i plastiku są tam wniebowzięci… Dosłownie i w przenośni. Aż dziw, że na deptaku Rua Augusta, ulubionej ulicy turystów nie udało nam się spotkać mima przebranego za Matkę Boską Fatimską…

I na tym w sumie skończyłabym moją listę podobieństw pomiędzy Polską i Portugalią. Na swój sposób kraje podobne, a jednak całkiem różne. Nie chodzi tu tylko o szerokości geograficzną i klimat. Dla mnie, zagorzałej weganki i aktywistki, ciekawe jest to, że w Portugalii odsetek wegan i wegetarian jest naprawdę znikomy i wynosi zaledwie 0,6%, czyniąc ten kraj najbardziej mięsnym w całej Europie. Przypomnę, że w Polsce osoby stosujące diety roślinne stanowią około 5%, a w niektórych grupach wiekowych dochodzą nawet do 10%.  Nic dziwnego, że Warszawa pod względem ilości roślinnych knajp bije Lizbonę na głowę. Jest to swego rodzaju paradoks, bo powszechnie uważa się, że kraje południa powinny być bardziej owocowo-warzywne, a tu klops. W kuchni portugalskiej zdecydowanie dominują ryby i ta się odczuć na każdym kroku.

Pomijając jednak niedobór wegan, w Lizbonie można się zakochać.

_1060360.JPG

P1060321

_1060283

Co na Happy Cow piszczy?

W takim razie co robiłam w Lizbonie? Czy trafiłam do wegańskiego piekiełka? Bynajmniej. Zanim zdecydowałam się na portugalskie wakacje sprawdziłam dobrze, co w trawie piszczy. Jak zawsze przed wyjazdem przejrzałam wegańską „scenę jedzeniową” za pomocą wyszukiwarki Happy Cow, którą polecam Wam serdecznie.  Lizbona nie porywa w kosmos, bo stricte wegańskich miejsc jest zaledwie dwadzieścia. Dla porównania w Warszawie znajdziemy aktualnie blisko pięćdziesiąt w pełni roślinnych miejsc. Oczywiście trzeba brać poprawkę na to, że Lizbona jest znacząco mniejsza od stolicy Polski i wielkością bliżej jej do Poznania, od którego z kolei wypada znacznie lepiej w wyszukiwarce Happy Cow. Poznań może poszczycić się zaledwie czterema w 100% roślinnymi miejscami i nawet w porównaniu z innymi polskimi miastami wypada słabo. Szkoda, bo pamiętam czasy, gdy to miasto miało spory roślinny potencjał. Może przyjdzie jeszcze czas na Poznań…

_1060718.JPG

Roślinne perełki

W Lizbonie spędziliśmy w sumie siedem dni. To całkiem sporo czasu, aby poznać miasto zarówno od strony w pełni turystycznej, jak i tej codziennej, bliższej mieszkańcom. W stolicy najbardziej mięsnego kraju w Europie szukaliśmy roślinnych perełek.

Miasto dla twardzieli

Lizbona nie jest dla mięczaków i słabeuszy. To miasto dla miłośników gór i wspinaczki. Troszkę ironizuję, ale trzeba przyznać, że nasza całkiem dobra kondycja bardzo się przydała podczas miejskich wędrówek i określanie „płaska jak stół” raczej do Lizbony nie pasuje. Oczywiście pełno tu słynnych tramwajów, jest metro czy też lekko komiczne tuktuki, które podrzucą w najbardziej istotne turystycznie punkty, my jednak zazwyczaj pokonywaliśmy miasto na własnych nogach, sporadycznie korzystając z komunikacji miejskiej.  Moim ulubionym sposobem na podróżowanie i poznawanie miejsc jest właśnie spacerowanie. Punkt A czy B nie jest dla mnie aż tak interesujący, jak to, co mogę spotkać po drodze. Lubię czuć klimat miasta, obserwować nie tylko turystów, ale stałych mieszkańców. Lubię odkrywać miejsca, o których nie piszą przewodniki. Zawsze chodzę własnymi ścieżkami i piszę własne scenariusze. Tak było i tym razem.

P1060298.JPG

 Targ złodziei

Dlatego nie mogłam sobie odpuścić wizyty na lizbońskim pchlim targu. Po portugalsku nazywa się Feirra da Ladra, czyli Targ Złodziej i jest to jedna z najciekawszych atrakcji  Lizbony. Znajduje się znajduje się na obrzeżach pięknej dzielnicy Alfama, swoją droga najstarszej dzielnicy Lizbony. Targ obywa się we wtorki i soboty. Zaczyna się około szóstej rano, a zwija w granicy piętnastej.

Wakacje to czas na relaks

Postawiliśmy na relaks, bez poczucia, że musimy zobaczyć wszystko. Na dobrą sprawę nawet połowy nie potrzebowaliśmy. W końcu stolica Portugalii położona jest tak niedaleko i jest tak dobrze skomunikowana z Polską, że właściwie można się tam wybrać chociażby w jakiś przedłużony weekend. Warto pozostawić sobie coś do zobaczenia przy innej okazji. To miejsce, do którego się wraca. Wpada na chwilę, zamawia kawę w jakimś kiosku na jednym z uroczych placów, gapi na ludzi, wcina kawałek pizzy, łapie słońce i produkuje nieco witaminy D, a później wsiada w samolot i jedzie dalej lub wraca do domu.

Swoją drogą wspomniane kioski z kawą i innymi trunkami, nie tylko takimi soft, to ważny i stały element lizbońskiego krajobrazu. Tutaj ramię w ramię spotykają się turyści i rdzenni  mieszkańcy miasta. Wypijają kawę, wcinają słynne, niestety niewegańskie pasteis de nata i dyskutują.

P1060354P1060370

Lizbońskie klasyki

Nie byliśmy aż takimi non-konformistami, nie omijaliśmy wszystkich turystycznych miejsc szerokim łukiem. W końcu jest jakieś must see, które wypada i myślę, że warto odhaczyć. Odwiedziliśmy najbardziej znane turytom miejsca Lizbony:  zamek św. Jerzego, katedrę Se, klasztor Heronimitów, Torre de Belem czy Pomnik Odkrywców.

P1060438.JPG

_1060331.JPG

_1060397.JPG

P1060430.JPG

Jednak najbardziej lubię się po prostu włóczyć

Dlatego wędrowaliśmy, spacerowaliśmy i bacznie przyglądaliśmy się wszystkiemu wokół. Lizbona jest przepiękna i bardzo klimatyczna, więc jest co podziwiać.

_1060650.JPG

A jak się włóczyć to koniecznie po wspomnianej już dzielnicy Alfama…

_1060510_1060514_1060511

Lizbona nocą

Lizbonę trzeba również poznać nocą. Cudownie jest być w miejscu, gdzie w listopadzie wystarczy jedynie narzucić na siebie bluzę i już. Żadnego opatulania się w tonę ciuchów. Jest ciepło i przyjemnie. Można siedzieć na ławce i gapić się na otaczający świat. Najlepiej. Taki późny sierpień albo ciepły wrzesień w Polsce.

P1060384_1060568_1060570_1060573P1060664_1060553P1060666

FLORA LIZBONY

Polecam odwiedzić lizbońskie ogrody botaniczne. Do wyboru mamy kilka miejsc: najstarszy Jardim Botânico da Ajuda, tropikalny Jardim Tropical w Belém, Estufa Fria w Parku Edwarda VII oraz Uniwersytecki Ogród Botaniczny w dzielnicy Principe Real. Ten ostatni w trakcie naszego pobytu był akurat w zamknięty. Spośród wymienionych miejsc wybraliśmy Estufa Fria,  który zachwyci każdego miłośnika i miłośniczkę roślin. Znane nam dobrze i uprawiane przez nas w doniczkach paprocie, monstery czy grubosze osiągają tam naprawdę imponujące rozmiary.

_1060607_1060630_1060620_1060622_1060625_1060637

FAUNA LIZBONY

W Lizbonie na każdym kroku natrafialiśmy na zwierzęta. Poza wałęsającymi się wszędzie kotami, były kury, pawie, gęsi, psy…

_1060586_1060587_1060638_1060454_1060307_1060526

Sierra

Wokół Lizbony jest całkiem sporo miejsc – miasteczek czy plaż, które warto odwiedzić. Podczas pobytu zatrzymaliśmy się pięć minut od Dworca Rossio,  więc pewnego dnia po prostu wsiedliśmy w pociąg i ruszyliśmy do oddalonej o 30 minut drogi od centrum Lizbony, Sintry.

 

LX FACTORY 

Jeżeli ktoś mi powie, że LX FACTORY to jego czy jej ulubione miejsce w Lizbonie to będę skłonna w to uwierzyć. Trafiliśmy tam nieco przypadkiem dzięki Facebokowi, który zasugerował udział w jakiejś odbywającej się na tym terenie imprezie w czasie naszego pobytu w Lizbonie.  LX Factory oddalone jest nieco od centrum, znajduje się w okolicy mostu 25 kwietnia, dlatego zajrzeliśmy tam po drodze, wracając spacerem (a raczej marszem) w Belem. Kiedy wkroczyliśmy na pofabryczne tereny Paweł powiedział: „O, jesteśmy w Berlinie”. Rzeczywiście teren przypominał bardzo postindustrialne miejsca, które odwiedzamy w naszym ulubionym mieście, więc zaraz zrobiło mi się jakoś cieplej na serduszku. Znalazłam też odpowiedź na pytanie, gdzie podziewają się lizbońscy artyści, twórcy niezależni, gdzie bywają lokalni hipsterzy.

Miejsce jest przyjemne. Takie bardzo moje. Znajdziecie tam rozmaite knajpy, restauracje, kawiarnie, sklepy z ubraniami, zabawkami, meblami, a nawet bardzo klimatyczną  księgarnię. Mieliśmy trochę pecha, bo podczas zwiedzania LX Factory złapał nas deszcz. Schroniliśmy się meksykańskiej knajpie MEZ CAIS i jedząc guacamole, popijając soft drinki odkrywaliśmy Lizbonę od nieco innej, niż dotychczas strony.

Przewodnik po wegańskiej Lizbonie

Jak już wspomniałam, przed wyjazdem przestudiowaliśmy wyszukiwarkę Happy Cow, na podstawie której wybraliśmy niemal trzydzieści restauracji i kawiarni, które wydały nam się najciekawsze, a ostatecznie trafiliśmy do tych, które były nam po drodze. Po prostu.

Śniadania jedliśmy  w domu. Między innymi dlatego z reguły decyduję się na wynajęcie mieszkania przez Airbnb. Dostęp do własnej kuchni pozwala nam przygotować małe śniadanie i kawę rano, choć przyznam szczerze, że wolę nie gotować podczas urlopu. Z reguły jemy płatki z mlekiem roślinnym. Z kolei lunche i śniadania lubimy jadać na mieście. Podróżowanie to wspaniała okazja, aby sprawdzić jak gotują inni i to nie tylko w Polsce, ale poza jej granicami.

Nie wydaje mi się, aby bycie weganinem czy weganką było w samej Lizbonie szczególnie trudne. My odwiedziliśmy zaledwie klika miejsc z kuchnią roślinną, ale opcji było dużo więcej i mieliśmy w czym przebierać. Dostęp do roślinnego nabiału takiego jak mleko czy jogurty jest dość prosty, może nawet prostszy niż w Polsce, bo w Pingo Doce, czyli odpowiedniku naszej wszędobylskiej Biedronki bez problemu dostaniemy jedno i drugie. Jest też sporo gotowców takich jak pasty, burgery, seitany. Abstrahując jednak od gotowców Portugalia oferuje całą masę pysznych i tanich warzyw, owoców oraz strączków.  W Lizbonie, podobnie jak w innych europejskich, wielokulturowych stolicach, natrafimy na azjatyckie markety z produktami z całego świata, gdzie bez problemu zakupimy tofu i całą resztę, ze wspaniałymi sosami i produktami na czele. Jeden z takich marketów znajdziecie na pewno na placu Martim Moniz

Kiedy patrzę na poniższe zdjęcia, aż trudno mi uwierzyć, że naprawdę wciągnęliśmy to wszystko, zwłaszcza, że to nie wszystko. Sporo jedzenia zniknęło, zanim udało mi się je sfotografować.

VEGANA BURGERS

Jeżeli zaglądacie na mojego bloga od dawna to zapewne wiecie, że street food jest bliski mojemu serduszku, jak mało które  jedzenie. Niemniej burgery to już od dawna nie jest rodzaj dania, na które rzucam się w podróży. Może mam lekki przesyt, a może to chęć próbowania w trakcie podróży lokalnych potraw w wersjach roślinnych, zamiast burgerów, które przecież i tak pojawiają się często w naszym menu. Pierwszego wieczoru w Lizbonie włócząc się po mieście trafiliśmy jednak na Vegana Burgers, więc lekko wyczerpani skusiliśmy się na burgery. Pod nazwą batata frita w portugalskiej knajpie rzadko kryją się znane nam frytki, z reguły są to po prostu chipsy. Same burgery były niezłe, choć dużą wadą była niepodgrzana bułka. Zaletą natomiast była cena, bo za burgera z „frytkami’ i napojem zapłacimy w Vegana Burgers 6,5 euro. To na zachodnie warunki naprawdę niewiele. Inną zaletą jest to, że mamy do czynienia z miejscem stricte wegańskim, więc obędzie się bez dyskusji na temat tego, co w pełni roślinne, a co nie. Takie rozmowy są dla mnie zawsze kłopotliwe.

THE FOOD TEMPLE

Kolejnym miejscem, które odwiedziliśmy była mała wegańska restauracja The Food Temple. Myślę, że popularność tego miejsca wiąże się  tym, że wcale nie tak prosto tam zjeść. Działa przez pięć dni  w tygodniu, od środy do niedzieli, i to tylko od 19:30 do 23:00. Myślę, że te pozory elitarności sprawiają, że to The Food Temple ciągną tłumy wegan z całego świata. Jeżeli mielibyście ochotę zjeść w tym miejscu, radzę zarezerwować stolik. Samo miejsce jest malutkie, przytulne, trochę domowe. Jak siedzieliśmy przy największym stole w knajpie razem z dziewczyną z Australii, matką z córką z Niemiec oraz parką z Portugalii określałam charakter miejsca jako miks skłotu i restauracji. Ciekawe, choć pewnie nie dla każdego. Nie dla każdego jest też zmienne menu (codziennie nowe dania) i skromny wybór. Niemniej zupa, tapasy i deser były pyszne. Najmniej przypadło nam do gustu danie główne – risotto, które było niestety tyko przeciętne. The Food Temple to fajne miejsce, jednak ciężko mi je w 100% zachwalać, bo bez rezerwacji stolika można odbić się od drzwi. Ze względu na zmienne menu nie mogę polecić konkretnego dania, więc The Food Temple odwiedza się trochę na własne ryzyko.

PIZZERIA ROMANA

Nasz pobyt w Lizbonie można określić tak: wstawaliśmy, jedliśmy,chodziliśmy, jedliśmy,  a gdy nam trochę „zeszło” znowu jedliśmy. Oczywiście trochę sobie żartuję, ale rzeczywiście koncentrowaliśmy się na jedzeniu. W Polsce nie bywam w miejscach serwujących pizze na kawałki, za to w Lizbonie wracałam do nich ochoczo. Stanowiły idealny lunch przed obfitą kolacją. Do Pizzeria Romana zawitaliśmy dwukrotnie podczas pobytu. Trochę niespodzianie bardzo nam zasmakowała, a to jeszcze nie koniec pizzowych opowieści z Lizbony, więc trzymajcie się mocno.

JOSHUA’S SHOARMA

Szukając opcji wegańskich natknęliśmy się również na sieciowy fast food, który w swoim menu od całkiem niedawna ma również opcje roślinne. Jako jedna z osób, która w niewielkim  stopniu od kilku miesięcy koordynuje kampanię Roślinniejemy  poczułam potrzebę sprawdzenia tego miejsca. Niestety trochę się zawiodłam. Jedzenie jest przeciętne i raczej nie polecałabym go nikomu. Można wybrać lepiej w Lizbonie, a Joshua’s Shoarma to raczej ostateczność.

PRIMO BASILICO

Pizza to życie, wiadomo, więc muszę zarekomendować kolejne miejsce na mapie Lizbony, gdzie serwują ją w kawałkach i podobnie jak w Pizzeria Romana oferują swoim gościom również opcje  wegańskie.  W Primo Basilico znajdziecie pizze i foccacie. Co ważniejsze pizzeria mieści się w przepięknej Alfamie, więc można ją przegryzać zwiedzając najstarszą i bardzo klimatyczną dzielnicę Lizbony. Kuszące, prawda?

Dzięki Lizbonie pokochałam pizze sprzedaną na kawałki i będę częściej sięgać po takie w Poznaniu. Chociażby dlatego, że teraz kojarzy mi się z wakacjami.

_1060521.JPG

AO 26 – VEGAN FOOD PROJECT

Ao 26 to druga po The Food Temple najczęściej polecana mi przez znajomych i czytelników bloga, lizbońska restauracja. Wybraliśmy się tam któregoś wieczoru i ku naszemu zaskoczeniu natknęliśmy się na ogromną kolejkę osób czekających na otwarcie. Restauracja czynna jest od 12:30 do 18:30 i następnie od 19:30 do 23:00.  Niestety zabrakło stolika, więc wpisaliśmy się na listę oczekujących i przez półtorej godziny wałęsaliśmy się po okolicy w poszukiwaniu szczęścia. Zaskoczę Was. Warto było czekać. Przyjemne wnętrze, otwarta kuchnia, dzięki czemu można było obserwować profesjonalną pracę kucharzy (co mi podobało się szczególnie), fantastyczna obsługa i co najważniejsze ciekawe menu inspirowane zarówno kuchnią portugalską, jak i kuchnią świata. Paweł wybrał stek z seitanu (co za zaskoczenie!;)), a ja bardzo aromatyczne tofu w kukurydzianej panierce i specjalnym portugalskim miksem przypraw.

Ubolewam, że mam tylko jedno zdjęcia pawłowego steku, bo wszystko co jedliśmy tego wieczoru było bardzo smaczne i wyglądało naprawdę apetycznie.  Rzadko mam okazję zjeść w wegańskiej restauracji z prawdziwego zdarzenia, więc cieszyłam się tą chwilą po stokroć.

Myślę, że gdybym miała wskazać Wam jedno roślinne miejsce w Lizbonie, gdzie naprawdę warto się wybrać to byłoby to  właśnie AO 26 – Vegan Food Project.

_1060581.JPG

JARDIM DES CEREJAS

To miejsce zaskoczyło mnie smacznym jedzeniem za przyzwoite pieniądze oraz czytelniczką mojego bloga, która podeszła do naszego stolika życząc smacznego. Jardim des Cerejas to bufet serwujący w pełni roślinne jedzenie rodem z Indii. Miałam czas w swoim życiu, gdy na indyjskie jedzenie nie mogłam patrzeć. Teraz sięgam po nie rzadziej niż w pierwszych latach mojego weganizmu i dobrze przyrządzone jest naprawdę super pyszne!

Za 7 euro napełnisz talerz i brzuszek. Satysfakcja gwarantowana!

PIZZERIA BIO TRATTORIA IN BOCCA AL LUPO

Do trzech razy sztuka, czyli kolejny raz zapraszam na pizzę do włoskiej restauracji w Lizbonie. Tutaj zjesz nie tylko marinarę (jak ja), ale i pizzę z wegańskim serem (jak Paweł), ale nawet zamówisz wegański deser. Polecam serdecznie zarówno na spotkanie w gronie znajomych, jeżeli podróżujcie w grupie, ale też na romantyczną kolację we dwoje, jeżeli uważasz, że spływający po brodzie sos pomidorowy jest sexy…. 😉

P1060671.JPG

RESTAURANTE MISS SAIGON 

Kiedy w trakcie Waszej wizyty w Lizbonie pojedziecie podziwiać widoczny na poniższym zdjęciu most Vasco Da Gama, musicie zajrzeć do restauracji Miss Saigon. Godziny otwarcia są co najmniej dziwne, bo działa zaledwie od poniedziałku do piątku i to tylko  godzinach od 12:00-16:00, ale możecie skosztować tu pyszny lunch, na który z reguły składają się trzy różne potrawy. Tutaj spotyka się kuchnia świata z kuchnią portugalską. Jest to, obok The Food Temple oraz AO26, jedyne miejsce, gdzie udało mi się spróbować kuchni portugalskiej w roślinnym wydaniu. Wnętrze przyjemne, w odczuciu Pawła wystrój lekko przedszkolny, ale chyba taki był zamysł i dodam tylko, że Miss Saigon została uznana przez The Daily Meal za jedną z 25 najlepszych wege restauracji na świecie. To chyba dość dobra rekomendacja, prawda?

_1060696.JPG

P1060713P1060715

LISBON VEGAN RESTAURANTE

Lisbon vegan restaurante ma tyle wspólnego z kuchnią portugalską, co moja kuchnia z kuchnią wietnamską, czyli bardzo niewiele. Jest to siostrzana restauracja dla Jardim des Cerejes. To indyjski bufet,  którym za niewielkie pieniądze najesz się po pachy dobrej (o ile cenisz taką kuchnię) hinduskiej szamy. W obu knajpach na deser wsnułam najsłodsze ciasto świata. Do tej pory nie wiem jakim cudem zasnęłam po tej kolacji….

VEGANEATS

Teraz, dla odmiany napiszę o zdrowszych słodyczach, które zjecie w uroczej kawiarni Veganeats. Poza ciastami bez rafinowanego cukru i tostami z domową nutellą wypijecie tu kawę, zjecie misę sałatki i lekkie lunchowe dania, takie jako chociażby tofucznica. To miejsce, gdzie wpada się coś przekąsić, a nie zapychać żołądek bez opamiętania. Klimat lekko hippisowski, domowy, ale jedzenie jest pyszne, a wnętrze ładne, więc polecam na śniadanie lub brunch.

 

Co to za wakacje bez lodów? 

Wegańskie smaki serwują między innymi w:

Amorino

-Rua Augusta 209, 1100-051 Lisboa
-Rua Garrett 49, 1100-203 Lisboa
-C. Vasco da Gama, Loja/Quiosque Q 9, 1990-094 Lisboa

Fragoleto 
Rua da Prata 61, Lisbon 1100-413, Portugal

Myiced Baixa (wegańskie mrożone jogurty!) 
Rua Assuncao 44, Lisbon, Portugal, 1100-571

2 myśli w temacie “Weganie na wakacjach: Lizbona i okolice”

Dodaj komentarz