
W tym roku mieliśmy jeść jeszcze mniej słodyczy niż dotychczas i nawet popełniłam w tym kierunku pewne kroki. Zamówiłam górę orzechów i suszonych owoców, które zamierzam przerobić na batoniki, kulki pomocy, granole. Jednak mamy karnawał, czas kiedy pączki i chruściki wiodą prym. W zeszłym roku pokazywałam Wam alternatywy w postaci
churros i
mandazi. W tym roku stawiam na klasykę. Na pierwszy ogień idą chruściki, czyli inaczej faworki. To mąka, cukier i tłuszcz, więc fani zdrowego jedzenia będą niepocieszeni. Na szczęście z podanych przeze mnie proporcji nie wychodzi ich dużo, więc grzech będzie co najwyżej malutki. Zapijcie je smoothie z jarmużu i będzie dobrze. Oczywiście żartuję. Faworki można zapijać tylko czarną kawą lub herbatą. 🙂 Przygotowała chruściki, bo niestety jest to mój comfort food. Nie wiem jak to się stało, ale nie jest nim smoothie z jarmużu. 😉 Moja mama raczej nie gotuje i nie piecze za dużo, ale chruściki były czymś, co w okresie karnawału w domu pojawiało się regularnie, serwowane co niedzielę do popołudniowej kawy. Znikały z talerza w okamgnieniu, bo jak wiadomo takie świeżutkie są najlepsze. Nic dziwnego, że od czasu do czasu po nie sięgam. To nie rozsądek, to podróż w czasie. Coś w rodzaju magdalenek z książki „W poszukiwaniu straconego czasu”.
Czytaj dalej „Wegańskie chruściki, czyli faworki bez jaj” →