Lunch/obiad, Zupy

Zupa bazyliowa z kluseczkami gnocchi i fasolą

Uwielbiam książki kucharskie i za każdym razem kiedy odwiedzam zagraniczne księgarnie w dziale kulinarnym odpadam, bo MOI PAŃSTWO, CO SIĘ TAM WYPRAWIA? Większość tych książek to istne dzieła sztuki. Fenomenalnie wydane, pełne apetycznych zdjęć i takich opisów jedzenia, że od samego czytania kubki smakowe po prostu robią piruety. Ja naprawdę mogę spędzić godziny w poszukiwaniu kulinarnych inspiracji, zaskakujących zdjęć. Godzinami poszukuję autorów, których książki sprawiają, że mam wrażenie, że mam do czynienia ze swoją bratnią duszą, osobą, która czuje jedzenie, kuchnię, smaki podobnie jak ja. Ostatnio przeżyłam do w Filadelfii. Kiedyś było inaczej. Jak znalazłam wymarzone książki, musiałam je kupić i zabrać w walizce do domu. Teraz wszystko można zamówić przez internet, co oczywiście psuje urok przywożenia sobie książek kulinarnych z podróży, ale zdecydowanie odciąża bagaż, a im jest się starszym, tym bardziej ceni się takie pragmatyczne podejście do życia. Lekki bagaż, kawę ze Starbucksa i takie tam 😉

Rozumiecie prawda?

Miałam w swoim życiu przeróżne etapy i moje relacje z daniem o nazwie zupa nie zawsze układały się pomyślnie. Zupy to było danie wiodące w moim rodzinnym domu. Dlaczego? Moi rodzice to ultra zapracowani ludzie, więc gotowane było to, co można przygotować wcześniej, na co najmniej dwa dni i bez problemu odgrzać. W wielodzietnej rodzinie, w której każdy wracał do domu o innej porze takie rozwiązanie było niezwykle cenne. Przechodziłam fascynacje gęstymi i sycącym zupami inspirowanymi kuchnią arabską, afrykańską czy indyjską. Fascynacje włoskimi zupa minestrone, a także zupami kremami. Miałam też okres w życiu, kiedy nie traktowałam zupy zbyt poważnie. Wiecie, jak prawdziwego posiłku. W końcu mi minęło. Kocham zupy i uważam, że należy im się taki sam szacunek jak innym daniom.

Aby nie pozostawiać w swoich deklaracjach całkiem gołosłowna, przypomnę Wam kilka ulubionych zup z mojego bloga. Może doskonale je znacie, a może zaglądacie tu od niedawna i nie macie pojęcia o wcześniejszych perypetiach Hello Morning.

Jedną z najstarszych i docenianych przez długoletnich czytelników bloga jest fisztaszkowa zupa afrykańska. Wcale się nie dziwię. Przed wieloma osoba odkryła masło orzechowe i pokazała, że to coś więcej niż krem do smarowania chleba i że niekoniecznie dedykowany jest tylko słodkim potrawom. Pozostając w temacie fistaczków, nie mogę pominąć fisztaszkowej zupy tajskiej z dynią. Tym bardziej, że sezon na pękate, pyszne, apetyczne dynie właśnie się rozpoczął. Najbardziej popularną w całej historii bloga zupą jest indyjski dal. Jest bardzo prosty i szybki w przygotowaniu. A przede wszystkim można się nim konkretnie nasycić. W okresie zimowym uwielbiam jeść amerykańskie chowdery. Grzybowy chodwer ze śmietanką z nerkowców to wspaniała zupa. Oczywiśnie nie musicie robić śmietany z nerkowców i z powodzeniem sięgnąć po coraz popularniejsze śmietanki roślinne – chociażby kokosową. To opcja dla osób, które z jakiś powodów muszę unikać orzechów lub nie mają blendera o wystarczająco dużej mocy, aby przygotować gładką śmietankę. Wiosną, kiedy pojawiają się nowalijki uwielbiam przyrządzać miso z chrupiącymi warzywami. Wciąż nie do końca wypracowałam moje relacje z zupami na zimno, czyli chłodnikami. Nie przepadam za nimi i po zjedzeniu chłodnika, nigdy nie czuję, jakbym zjadła prawdziwy posiłek. Jest jednak pewien wyjątek, po którym może nie czuję się wybitnie syta, ale po który lubię sięgnąć w chwili największych upałów – gazpacho. Znajdziecie u mnie dwa przepisy – dość popularną wersję arbuzową, ale prawdziwą perełką jest białe gazpacho z migdałami i winogronami. Śmiem twierdzić, że to najlepsze gazpacho jakie jadłam.

Jak widzicie zup na moim profilu nie brakuje. Jeżeli śledzicie mojego bloga, moje poczynania czy to na instagramie Hello Morning czy na Lekarka na Roślinach, możecie wesprzeć moją internetową twórczość stawiając mi wirtualną kawę poprzez aplikację BUYCOFFE.ME , mam sporo marzeń dotyczących mojego rozwoju i edukacji, ale to niestety nie jest tania inwestycja. Postanowiłam, że pieniądze z „wirtualnej kawy” przeznaczą właśnie na kursy i szkolenia z zakresu zdrowia, medycyny kulinarnej, medycyny stylu życia, a także spełnienia moich edukacyjnych marzeń dotyczących onkologii dziecięcej.

Będę wdziączna z każde wsparcie

Czas przejść do tytułowego przepisu, który jest po prostu wspaniały. Najwspanialszy. Już kiedy po raz pierwszy zobaczyłam recepturą na tę zupę stojąc w księgarni w Sheffield i kompulsywnie przeglądając książki Isy Chandry Moskowitz, wiedziałam, że się polubimy. W tej zupie jest wszystko co cenię: fasola, kluseczki gnocchi, kalafior i bazylia. Kluski możecie przygotować samodzielnie, ale ja z reguły kupuję gotowe ze sklepu, bo z reguły są wegańskie i zazwyczaj mają dobry skład. Fasola może być z puszki czy słoika. Kalafior nadaje zupie kremowości, a bazylia pikanterii. To jest tak dobra kompozycja składników pod względem odżywczości i smaku, że nic dziwnego, że zupa ta stała się stałym bywalcem na naszym stole. Podaję ją z roślinnym „parmezanem” z płatków drożdżowych, prażonego słonecznika i pasty miso. To jak? Gotujemy?

Składniki na 4 duże porcje:

  • 2 łyżki oliwy z oliwek
  • 3 ząbki czosnku, drobno posiekane, starte lub przeciśnięte przez praskę
  • 1 mały kalafior
  • 4 szklanki bulionu warzywnego
  • 1/2 łyżeczki suszonego tymianku
  • 1/2 łyżeczki soli
  • kilka szczypt świeżomielonego pieprzu
  • 1 łyżka skrobi kukurydzianej
  • 1 szklanki liści bazylii
  • 250 g gnocchi
  • 1 mały pęczek jarmużu/szpinaku lub liści botwinki – można rozważyć użycie liści kalafiora, jeżeli są świeże i ładne
  • 1 puszka lub 1,5 szklanki fasoli typu „jaś” – można zastąpić innym ulubiony strączkiem
  • roślinny parmezan do podania

W głębokim garnku rozgrzej oliwę. Wsyp czosnek i podsmażaj na średnim ogniu przez około minutę, mieszając i uważając, aby go nie przypalić, bo spalony gorzki czosnek popsuje całe danie! dodaj pokrojony drobno kalafior i wlej 3 szklanki bulionu warzywnego. Dodaj tymianek, sól i pieprz. Przykry, doprowadź do wrzenia i gotuj przez około 10 minut, aż kalafior zmięknie. W pozostałej szklance bulionu rozporawdź skrobię kukurydzianą. Zmniejsz ogień/temperaturę gotowania, wlej miks skrobi i bulionu i do gotującego się kalafiora. Wymieszaj i pozostaw bez pokrywki. Gotuj przez około 5 minut, mieszając od czasu do czasu. Wrzuć liście bazylii i zdejmij z ognia. Zblenduj zupę na krem przy pomocy blendera ręcznego lub robota typu Vitamix. Dopraw do smaku. Ponownie wstaw na ogień/płytę i g, dodaj gnocchi i gotuj przez 3 minuty. Na koniec wsyp fasolę i jarmuż lub inne wybrane warzywo liściaste. Gotuj około 5 minut, aż liście zmiękną. Przełoż do misek, dodaj dodatkowe liście bazylii i posyp wegańskim parmezanem.

Smacznego!

Jeżeli podoba Cię moje blogowanie i chesz wynagordzić mnie jakoś za moją internetową aktywność to możesz wesprzeć moje działania za pomocą Buycoffe.to . W każdej chwili, jednorazowo możesz postawić mi wirtualną kawę. ! Dziękuję!

3 myśli w temacie “Zupa bazyliowa z kluseczkami gnocchi i fasolą”

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s