Jako młode, wegańskie szczenię byłam dość radykalna w swoim podejściu do weganizmu. Naszywka na moim plecaku z napisem „Nie ma kompromisu w obronie Matki Ziemi”, nie była tylko dla picu. Ja całą sobą wyrażałam treść tego tekstu. Pamiętacie ten czas w swoim życiu, kiedy myśleliście, że zawsze pozostaniecie tacy radykalni, jak w liceum czy nawet na studiach? Że Wy nie będziecie, jak Ci, którzy znikają gdzieś w zaciszu ogniska domowego. O losie! Ależ Ty bywasz przewrotny!
Nie czuję, abym zdradziła swoje młodzieńcze ideały. Nie porzuciłam ich, ale w tymi kompromisami trochę się w moim życiu zmieniło. Ideały się nie zmieniają, ale zmienia się moje podejście do świata i rozliczanie go z tego, czego od niego oczekuję.
Długi czas w swoim podejściu do weganizmu byłam dość wymagająca i zasadnicza (zresztą w wielu kwestiach nadal jestem, ale wynika to tylko i włącznie z mojego charakteru, przez co podobno budzę w niektórych kręgach popłoch i grozę). Wychodziłam z założenia, że albo jest się weganinem albo nie. Czarne albo białe. Żyłam w świecie zero-jedynkowym. Pierwszą lekcję kompromisu dało mi studiowanie medycyny. To niezbyt wegańska dziedzina nauki. W końcu za większością badań, za lekami, innowacjami stoją testy na zwierzętach. Jako studentka nie kroiłam żab ani innych zwierząt, bo o to jestem pytana dość często, ale zawsze miałam świadomość, że wiedza, którą zdobywam podczas studiów była okupiona cierpieniem i śmiercią zwierząt laboratoryjnych. Wiem jednak, że i tu zmiany nadejdą i bardzo na to liczę. Mogłam wybrać bardziej humanistyczny kierunek studiów, albo wziąć na klatę to, na co nie mam wpływu i skończyć te studia, chociażby po to, aby móc promować weganizm już jako dyplomowany lekarz.Od czasu, gdy sama z wegetarianki przerodziłam się w wegankę minęło sporo czasu i nawet nie marzyłam wtedy, że dieta roślinna stanie się tak mainstreamowa, jak dziś. Obecnie jest to bardzo silny i wychodzący na prowadzenie, trend żywieniowy, zwłaszcza w krajach rozwiniętych i rozwijających się. Nawet w Polsce liczba wegan i wegetarian rośnie zaskakująco szybko. Warszawa trafia na wysokie pozycje w rankingach miast najbardziej przyjaznych „roślinożercom”, ale wegański boom dotyczy również mniejszych miast w naszym kraju. Coraz łatwiej jest zjeść roślinny posiłek w niewegańskich restauracjach. Nie możemy narzekać na rozwój wegańskich knajp, które niejednokrotnie zamieniają się w wegańskie sieciówki. Nie szukając daleko, Krowarzywa ma już 10 burgerowni w całej Polsce. Powoli rozwija się też sieć restauracji Tel Aviv, a sieć Meat&Fit wprowadziła do stałego manu aż siedem wegańskich burgerów i rozszerza swoją ofertę o falafele. Jest to o tyle ważne, że Meat&Fit swoje burgerownie otwiera również w mniejszych miastach, dzięki czemu mogę wpaść tam z rodzicami przy okazji wizyt w Złotowie i zjeść szybki, wegański lunch.
Jedną z bardziej zaskakujących niespodzianek tego roku jest pojawienie się wegańskich jogurtów polskiej produkcji w supermarketach. Jogurty na bazie kokosa – PlantON można znaleźć między innymi w Lidl, Auchan i Netto.Znamy też innych coraz prężniej rozwijających się polskich producentów roślinnych produktów – Wege Siostry i ich sery z nerkowców oraz Bezmięsny Mięsny , czyli pierwszy rodzimy, bezkrwawy „rzeźnik”.
Dlaczego o tym piszę? Dlaczego dzielę się w Wami tymi przykładami? Są to tylko pojedyncze dowody na to, jak bardzo weganizm staje się popularny nad Wisłą. Dyskonty spożywcze prześcigają się w promocjach i wegańskich tygodniach, oferując klientom coraz więcej roślinnych produktów.
Dzięki temu stosowanie diety roślinnej jest teraz łatwiejsze niż kiedykolwiek wcześniej.
Nie oszukujmy się jednak. Weganizm choć staje się coraz bardziej popularny, dla większości nadal pozostaje czymś dziwnym i niepokojącym. Nadal uznawany jest za niebezpieczny dla zdrowia, za trudny, za drogi, a nawet, gdy tak nie jest, to pozostają kwestie kulturowe czy też zwykłe przyzwyczajenia, które są silniejsze niż chęć przerzucanie się na dietę roślinną. Mięso pod wieloma względami jest tak znaczące dla człowieka, że nie jest w stanie zrezygnować z niego całkowicie.
Dlaczego w ogóle powinniśmy ograniczać spożycie mięsa?
Powodów jest kilka, ale ja zwrócę uwagę na trzy najbardziej kluczowe. Zdrowie, środowisko i oczywiście zapobieganie niepotrzebnemu cierpieniu zwierząt.
O tym, że nasza dieta powinna być zdominowana przez warzywa i owoce oraz produkty roślinne dowiemy się analizując każdą zalecaną przez towarzystwa naukowe, dietetyczne i lekarskie, piramidę żywienia. To właśnie rośliny stanowią jej podstawę! W październiku 2015 roku WHO uznało, że spożywanie czerwonego mięsa, jak również przetworzonych produktów mięsnych istotnie zwiększa ryzyko zachorowania na nowotwory. Co więcej, przetworzone mięso znalazło się w tej samej grupie (pierwszej) klasyfikacji kancerogenów, w której znajduję się między innymi tytoń i azbest. W opublikowanych niedawno analizach naukowców z Uniwersytetu Harvarda, zmiana diety na roślinną pozwoliłaby zapobiec przedwczesnej śmierci w co najmniej jednej trzeciej przypadków. Całkiem sporo prawda? Dieta roślinna pomaga zapobiegać większości chorób cywilizacyjnych, tzw. chorób dietozależnych takich, jak nadwaga, otyłość, cukrzyca typu drugiego, nadciśnienie, choroba wieńcowa, hipercholesterolemia. Do tego dochodzi spora lista nowotworów. Nie ma wątpliwości, że nasze posiłki powinniśmy komponować tak, aby to rośliny dominowały na naszych talerzach.
Codziennie dokonujesz wyborów jedzeniowych – robiąc zakupy, przygotowując posiłki dla swoich bliskich, zamawiając dania w restauracji. Trudno uwierzyć, że pojedynczy konsument ma jakikolwiek wpływ na świat, a jego kanapka z szynką może być szkodliwa dla środowiska. Jednak, gdy dodamy do siebie wszystkie kanapki świata okaże się, że wyprodukowanie takiej ilości mięsa ma niemały wpływ na stan środowiska. Jak możemy przeczytać w jednym z nowszych raportów Greenpeace, nadmierne spożycie mięsa nie jest bez znaczenia dla środowiska. Emisje gazów cieplarnianych związanych powszechną obecnie, intensywną hodowlą zwierząt są równe tym, jakie na całym świecie produkuje transport. Przemysł zwierzęcy powoduje zatrucie wód lądowych i oceanów, a ziemia pozyskiwana pod pastwiska i pod produkcję paszy to jeden z głównych powodów wycinania lasów tropikalnych. Więcej możecie poczytać w raporcie Greanpeace „Mniej znaczy więcej”. Raport nawołuje do zmniejszenia spożycia mięsa i nabiału o 50% do roku 2050. Niemożliwe? Bynajmiej, już dziś według badań IBRIS (2018) już 57,6% Polaków deklaruje ograniczenie spożycia mięsa (badanie na zlecenie Stowarzyszenie Otwarte Klatki).
Cierpienie zwierząt to coś, o czym mówię na końcu, bo choć dla mnie samej, jest to kluczowy powód, dla którego porzuciłam jedzenia mięsa, jest to temat niechętnie poruszany przez większość konsumentów. Wolimy nie wiedzieć w jaki sposób powstał kotlet, który ląduje na naszym talerzu. Nawet, gdy to sobie uświadomimy to racjonalizujemy, wmawiamy, że tak być musi. Przemysł mięsny, mleczarski, producenci jajek ciężko pracują nad tym, abym wmówić nam, że wszystko jest okey. Otóż nie jest, bo mięso, mleko i jajka na talerzu okupione są ogromnym cierpieniem zwierząt – ciasne klatki kur niosek, stłoczenie, zbyt szybki przyrost masy ciała brojlerów, obcinanie ogonów prosiakom, rozdzielanie cieląt od matek, brak dostępu do światła słonecznego, do piasku i trawy, sztuczne zapładnianie, faszerowanie zwierząt hormonami, antybiotykami, sterydami. Stres i przedwczesna śmierć. Taki los fundujemy zwierzętom, które nie różnią się od naszych psów i kotów.
Wiedząc, jakim zagrożeniem dla środowiska jest przemysł zwierzęcy, z jakim cierpieniem się wiąże oraz jak korzystne dla naszego zdrowia jest przerzucenie się na dietę rośliną, wydaje się, że wszyscy powinniśmy przejść co najmniej na wegetarianizm. Co wciąż nas powstrzymuje? Dlaczego weganizm z takim dobrym P.R. nie zdominował jeszcze świata? Z jednej strony mamy nasze przyzwyczajenia, wygodę, uwarunkowania kulturowe, które niemal każą nam jeść mięso. Większość ludzi lubi smak mięsa, a właściwie są od niego uzależnieni. Wybór mięsnych gotowców, dań w restauracji jest dużo większy niż roślinnych, więc łatwiej jest jeść mięso, nabiał, jajka. Z natury jesteśmy leniwi, a przemysł i producenci żywnościowi skrzętnie to wykorzystują. Do tego wszystkiego dochodzi aspekt kulturowy. Rodzina zaprasza na kolację – serwują mięso, znajomi wyciągają na grilla, a w drodze najłatwiej wciągnąć wrapa czy burgera z popularnej sieci fast foodów. Mało kto ma w sobie na tyle dużo zaparcia, siły i motywacji, aby iść na kolację do rodziny z własnym bezmięsnym daniem, słuchać komenatrzy znajomych na temat roślinnego szaszłyka podczas grilla i „pocieszać się” na stacji benzynowej paluszkami czy Oreo. Pomimo, że weganizm jest dużo bardziej popularny niż dawniej, nadal żyjemy w bardzo mięsnej kulturze. To złożony i skomplikowany temat. Nie sposób go tutaj omówić kompleksowo. Więcej informacji znajdziecie w książce „Mięsoholicy” Marty Zaraskiej, którą gorąco polecam.
Dla mnie dieta wegańska jest prosta, łatwa i przyjemna. Może dlatego, że idea weganizmu sama w sobie jest po prostu miła. Opiera się na dbaniu o siebie, o środowisko i zwierzęta. Daleki jest mi ten weganizm z facebookowych grup, na których waleczni weganie stosują „metody zero jedynkowe”, rozliczają innych i siebie nawzajem z zawartości talerza, pouczają, krytykują i zamiast wspierać w eliminowaniu produktów odzwierzęcych innych ludzi, wytykają błędy, zniechęcają, czyniąc weganizm tak trudnym wyzwaniem, że mało kto z nas jest w stanie mu podołać.
Mnie cieszy każda zmiana. Każdy krok w kierunku diety roślinnej, kiedy produkty zwierzęce powoli znikają z listy naszych zakupów, z naszych lodówek, stołów, talerzy. Kiedy to wybierając danie w restauracji sięgamy po to, które jest roślinne, a coraz więcej restauracji, knajp i fast foodów może pochwalić się takimi opcjami. Sama zostałam weganką z dnia na dzień, w chwili, kiedy nie było to takie proste jak teraz, ale umówmy się – po pierwsze byłam gówniarą, a małolaty mają to do siebie, że potrafią przewrócić swoje życie do góry nogami z dnia na dzień. Zrobią dużo, aby przypodobać się grupie rówieśniczej i jeszcze więcej na przekór rodzicom. Z wiekiem staje się to trudniejsze. Zmiany nie przychodzą już tak łatwo, a my sami jesteśmy bardziej skorzy do konformizmu. Po za tym mija w nas nie tylko bunt i poczucie, że musimy zrobić coś z niesprawiedliwością tego świata, mija w nas poczucie, że jako jednostki możemy zmienić cokolwiek i mamy wpływ na rzeczywistość.
Wybieramy proste ścieżki, nie chcemy być odbierani za dziwaków. Na każdej imprezie pracowniczej tłumaczyć się z zawartości talerza. Wydaje nam się, że zbyt wyszukana dieta może stać się powodem społecznego wykluczenia, a my sami staniemy się obiektem żartów. Myślę, że wielu mężczyzn rezygnację z mięsa traktuje jako zamach na swoją męskość. Nie wydaje mi się, aby troska o innych ludzi, o zwierzęta, o środowisko, a nawet o siebie, ujmowała męskości. Myśląc w tych kategoriach powinnyśmy uznać, że ojciec opiekujący się swoimi dziećmi jest nieatrakcyjny, a to nieprawda, jak sądzę. Troska jest seksowna i męska. I kobieca.
Weganizm jest unisex. Nie jest zarezerwowany dla żadnej konkretnej płci. Weganizm jest po prostu dla ludzi.
Tak jak pisałam już wcześniej, nie zamierzam na siłę zmieniać wszystkich w wegan i wegetarian. Choć taki świat wydaje się być piękny, to utopijne marzenie. Szukam pragmatycznych rozwiązań i pokładam duże nadzieje w redukcjonizmie.
Nawet, gdy nie jesteś w stanie jeść roślinnie cały czas, na pewno możesz zmienić swoje nawyki, wykluczając ze swojej diety produkty odzwierzęce chociaż częściowo.
Redukcjonizm, tudzież fleksitarianizm polega na na ograniczonym spożywaniu posiłków mięsnych na rzecz posiłków roślinnych. Jest to bardzo silny trend, do którego przyznaje według danych z książki „Mięsoholicy” się co najmniej 30% Niemców i Amerykanów.
Jest bardzo dużo sposobów, aby ograniczyć spożywanie mięsa. Najlepiej zacząć od jakieś zorganizowanych akcji – ogólnopolskiej czy ogólnoświatowej. Dużo łatwiej przyłączyć się do konkretnej kampanii niż działać na własną rękę. Łatwiej nam się zmobilizować, gdy jesteśmy częścią czegoś większego. Każda promująca redukcjonizm akcja prowadzi media społecznościowe, które pomogą wytrwać w postanowieniu i podpowiedzą, jak robić zakupy, co gotować i gdzie jadać na mieście, aby było to jedzenie bardziej roślinne.
W jaki sposób wprowadzić mały krokami dietę roślinna do codziennego życia?
Wegański miesiąc
Veganuary to jedna z najbardziej znanych akcji ogólnoświatowych promujących dietę roślinną. Jej głównym założeniem jest zainspirowanie ludzi to spróbowania weganizmu. Począwszy do 2014 roku, każdy styczeń nazywany jest miesiącem weganizmu i zachęca się do podjęcia wyzwania i próby życia na diecie roślinnej przez cały pierwszy miesiąc roku. Nieprzypadkowo zadecydowano, że ma być to właśnie styczeń. W końcu na całym świecie to czas noworocznych postanowień, kiedy jesteśmy dużo bardziej skłonni podejmować nowe wyzwania. Veganuary może po prostu stać się jednym z postanowień w nowym roku.
Styczeń już dawno za nami, ale nie musisz czekać do końca roku, aby spróbować diety roślinnej. Fundacja Viva – Międzynarodowy Ruch na Rzecz Zwierząt prowadzi akcję Zostań Vege na 30 dni, pomagającą podjąć miesięczne, roślinne wyzwanie.
Przypomnę tylko, że tego typu wyzwania podjęła się co najmniej dwukrotnie Beyonce z rodzinną, więc jeżeli chociaż raz w życiu chcesz się poczuć jak Queen B zostań weganiem lub weganką na 30 dni!
Bezmięsne poniedziałki
Meatless Monday lub Meatfree Monday to chyba najbardziej znana akcja redukcyjna na świecie. Popularyzowana jest przez ludzi show biznesu od Wschodu do Zachodu. Za kampanią stoją takie sławy, jak Paul, Marry and Stella McCartney, Jamie Oliver, Moby, Woody Harrelson, Emma Thompson i wielu innych – celebrytów, naukowców, lekarzy oraz całe instytucje i organizacje.
Założenie akcji jest proste. Przez cały poniedziałek, tydzień w tydzień, wybiera się dietę roślinną. Nie jest to wcale takie trudne. Akcja bazuje na podobnych założeniach, co Veganuary. Poniedziałek to najbardziej zapamiętywany dzień tygodnia, kiedy większość z nas jest wypoczęta po weekendzie i ma siłę na nowe wyzwania. Weekend poprzedzający poniedziałek to dobry czas, aby się dobrze do niego przygotować. Zrobić zakupy, wymyślić jadłospis , przygotować roślinny lunch do pracy.
Polskim odpowiednikiem Meatless Monday są Roślinne Poniedziałki – akcja prowadzona w ramach kampanii RoślinnieJemy, Stowarzyszenia Otwarte Klatki.
Weganizm do 16:00
To coraz bardziej popularny sposób wprowadzenie weganizmu do codziennej diety. Oznacza, że w pełni roślinne posiłki towarzyszą nam do wybranej przez nas godziny. Oczywiście im późniejszą godzinę wybierzemy, tym więcej naszych posiłków będzie opierać się na roślinnych. Początkowo możemy wybrać wcześniejszą porę i sukcesywnie wydłużać czas w ciągu dnia podczas, którego będziemy sięgać po wegańskie posiłki.
Dla kogo taka dieta redukcyjna? Dla osób zdeterminowanych , którzy chcą wprowadzić dietę roślinną na co dzień.
Dieta roślinna w dni parzyste
Ci, którzy są nieco mniej zdeterminowani i nie są gotowi na dietę roślinną na co dzień mogą spróbować jej w wybrane dni. Dla porządku można zdecydować się na nieparzyste bądź parzyste dni tygodnia. Oczywiście dni nieparzystych jest więcej, więc decydując się na nie będziemy weganami aż przez cztery dni w ciągu całego tygodnia.
To tylko cześć pomysłów. Być może już masz, a może niebawem odkryjesz własny sposób na ograniczenie produktów zwierzęcych w codziennej diecie.
Tymczasem zapraszam na mój kolejny film. Tym razem nie gotuję. Opowiadam za to dlaczego powinniśmy jeść mniej mięsa oraz pokazuję swoje roślinne obiady z całego tygodnia!
Jeżeli podoba Ci się mój wpis to koniecznie śledź mnie na:
Myślę, że takie bezmięsne poniedziałki to dobry sposób
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Zdecydowanie. Ty bardziej, że gdzieś widziałam badania , że osoby, które decydują się na jeden dzień roślinny w tygodniu, jedzą dzięki temu bardziej roślinnie w inne dni. Niestety teraz nie wskażę źródła, ale jak wyhaczę do podrzucę tu link 🙂
PolubieniePolubienie
Ja też stałam się weganką z dnia na dzień. Rodzina nie dowierzała, że mogę wytrzymać bez mięsa. Z weganizmem to jest tak, że jak się chce gotować, to jest on łatwy,lekki i przyjemny. Ja nie zawsze mam chęci do gotowania. Dlatego rano owsianka i owoce. Na II śniadanie kanapka z pomidorem. Na obiad gotowany kalafior, marchew i sałata. Na kolację buła. Dieta wegańska może być monotematyczna. Ja osobiście nie mogę jeść soi, zastępują ją soczewicą, która jest łatwiej przyswajalna, kaszą jaglaną i gryczaną. W mojej diecie jest dużo warzyw korzeniowych. W lecie owoce, oleje i orzechy. W Polsce niestety panuje mentalność „łowcy”. Im więcej mięsa, tym lepiej. Ludziom się nie chce. Bo lepiej zjeść mięso, łatwiej je obrobić termicznie. Ludzie nie wiedzą co zrobić z marchewką. Nie czytają. To jest przykre, ale tak jest. Nikt nie uświadamia dzieci w szkole, bo wpycha się im niezdrowe „mleko w kartoniku”. Jeśli u podstaw nie będziemy dawać przykładu, nasz świat nie będzie tym, który znamy.
PolubieniePolubienie
Ja często staram się zastępować mięso innymi rodzajami żywności. Np. czerwona i biała fasola są super smaczne, a przy tym tańsze niż mięso. Zgadzam się że w dniu dzisiejszym kupowanie mięsa to dość duże ryzyko dla zdrowia. Dlatego staram się ograniczać spożycie mięsa.
PolubieniePolubienie
Staram się przemycać bezmięsne posiłki codziennie. Czasem to śniadanie, czasem obiad, powoli, małymi kroczkami, bo mąż bardzo mięsożerny. No i wiedzy i pomysłów brak. Mam dwie córki i boje się że nie zbilansuje diety. Nie jestem w stanie też zrezygnować z nabiału, a jajka mam od kur z własnego (no dobra od teściów) gospodarstwa. Ale dojadają zielone resztki od nas z domu, więc to transakcja wymienna 😁 ale cel mam i nie poddam się. Zdrowie mojej rodziny jest najważniejsze. Ps. Magda wspierałam i obserwuje losy Alexa, a tu trafiłam właśnie szukając przepisów, zupełnie z innego „źródła” 🙃 a tu taka niespodzianka że to jedna i ta sama osoba 😁 trzymam kciuki za Alexa ale też kibicuje tobie!
PolubieniePolubienie
jak przestałam jesc mieso jak mialam lat 13 zhakiem, to rodzice probowali wszystkiego, lacznie z karami na wychodzenie z domu 😉 mama zarzekala sie ze nie bedzie dla mnie specjalnie gotowac, z nadzieja ze sie zniechece. no i nie gotujac NIC wczesniej, bralam przepis wrece i probowalam.. no i tak zaczelam sobie gotowac po szkole, popoludnie na szorowaniu kraweznikow z kolezankami i jak sie dziwilam, jak wieczorem orientowalam sie, ze nie mam juz obiadu na jutro, bo rodzina ‚sprobowala’ co ugotowalam i zniknelo wszystko 😉 tak sila rzeczy mama zaczela gotowac tez wegetariaskie rzeczy bo wszystkim smakowaly (rodzina 6 osobowa). dwa lata pozniej brat tez przestal jesc mieso. no i tak to juz sie mniej wiecej kreci kolejnych 17 lat:)) teraz przede mna spore wyzwanie, bycie w ciąży na roślinach. prosze o kciuki:)
PolubieniePolubienie