kuchnia roślinna

Gnocchi w sosie marinara

_1020419

Za oknem zrobiło się lato. Z żalem myślę o nieuchronnie nadciągającym tygodniu pracy, podczas którego tak trudno znaleźć chwilę dla siebie i dla bliskich. Brakuje czasu na relaks i wakacyjną beztroskę. Trzeba sobie jakoś poradzić. Dla mnie najlepszą odpowiedzią na wszystko jest jedzenie. Uwielbiam cały proces przygotowywania jedzenia – od zakupu produktów, przez gotowanie, po oczywiście konsumowanie tego, co się wyczarowało. Jedzenie jest sposobem na świętowanie, ale też moja terapią zajęciową. Często jedynym sposobem na to, aby nie dać się zwariować. Potrafię przygotować naprawdę pyszny obiad w 15 minut, ale zdarza mi się gotować godzinami. W tym czasie rozmyślam i układam sobie od nowa świat w głowie. Gotując widzę natychmiastowe efekty swojej pracy, jest to dla mnie akt twórczy i sposób na rozładowanie. Może gdybym umiała dobrze grać na jakimś instrumencie tworzyłabym muzykę, albo gdybym malowała przelewałabym swoje nastoje na płótno. Niestety umiem tylko gotować, więc jest to jedyny sposób na wyrażenie siebie, swoich emocji, nastrojów, uczyć. 

P1020383

Moja miłość do kuchni włoskiej zaczęła się lata świetlne stąd. Jak trzynastolatka pojechałam na kolonie do Włoch. W niewielkim miasteczku o nazwie Varazze, ale też Weronie, Wenecji, Turynie i Mediolanie testowałam po raz pierwszy w życiu kuchnię włoską. Miłość do jedzenia rodem z Półwyspu Apenińskiego dosłownie we mnie eksplodowała. Trwa do dziś.

Kiedy wracaliśmy do Polski, dzieciaki z utęsknieniem czekały na domowe, tradycyjne obiady. Miałam wrażenie, że ja i moja młodsza siostra jesteśmy jedynymi, które nie miały nic przeciwko temu, że makaron był na obiad codziennie. Wracałyśmy obładowane włoskimi produktami z zamiarem odtworzenia smaków, które poznałyśmy w kuchni naszego rodzinnego domu. Ciekawa jestem bardzo, czy inne dzieciaki, które były ze mną na obozie pamiętają tak intensywnie smaki, z którymi się wówczas zetknęły.  Któregoś wieczoru nasi opiekunowie zarządzili, że zamówimy pizzę z dowozem. Wybrałam taką z rukolą mając mgliste pojęcie czym ona właściwie jest. Połowa koloni się ze mnie śmiała, że jem w pizzę z mleczem.  Do dnia dzisiejszego ten „mlecz” jest jednym z moich ulubionych dodatków do pizzy i nie tylko.

P1020380

To co cenię w kuchni włoskiej to przede wszystkim prostota, pomidory i zioła. Jakiś czas temu jedząc kopytka pomyślałam, że koniecznie muszę przygotować ich włoską odmianę, czyli gnocchi ( czytaj: nioki) w pomidorowym sosem. Pamiętam , że jadłam takie połączenie we Włoszech kilka lat temu i uznałam, że jest genialne. Proste, a jednocześnie przepyszne. Smak mojego dania podkręciłam wegańskim parmezanem filmy Violife ,  ale jeżeli nie macie go pod ręką to z powodzeniem możecie użyć takiego domowego z orzechów i płatków drożdżowych,  a nawet samych płatków drożdżowych, którymi ja mogłabym posypywać chyba wszystko…

Sos marinara, który znajdziecie poniżej sprawdzi się zarówno z gnocchi, jak i makaronem. Z powodzeniem możecie zastosować go na pizzy. Jest uniwersalny.

P1020381

P1020390

Składniki:

  • 1 kg ziemniaków
  • 300 g mąki pszennej
  • 1 łyżeczka soli
  • 2 łyżki posiekanych liści rozmarynu

Ziemniaki ugotuj w łupinkach do miękkości. Jeszcze ciepłe obierz ze skórki i przeciśnij przez praskę do ziemniaków lub utłucz na puree ( nie wyręczaj się blenderem, bo nie wyjdzie!). Następnie przełóż na blat, przesiej mąkę, dodaj sól i rozmaryn, początkowo „siekaj” ziemniaki z mąką, tak aby się wstępnie przemieszały, a następnie ugniataj rękami. Jeżeli masa za bardzo się klei podsyp mąką, Uformuj ciasto i odłóż na 10 minut. Następnie oprósz blat mąką. Podziel ciasto ziemniaczane na mniejsze kawałki i formuj z każdego wałek. Przy pomocy ostrego noża odcinaj kluski. Pod katem prostym, a nie na skos jak kopytka. Możesz widelcem odcisnąć w każdej klusce rowki charakterystyczne dla gnocchi. Możesz też użyć specjalnej deski do wyżłobienia rowków, jeżeli taka posiadasz. Gotuj po  kilka-kilkanaście klusek we wrzącej wodzie. Około 1 minutę od chwili wypłynięcia. Odcedzaj na sicie.

Sos marinara:

  • 1500 g świeżych pomidorów
  • 2-3 łyżki oliwy z oliwek
  • 4-5 ząbków czosnku
  • 1 łyżeczka suszonego tymianku
  • 2 łyżeczki suszonego oregano
  • 1 łyżeczka suszonej bazylii
  • łyżeczka soli
  • świeżo mielony pieprz

Pomidory natnij na szczycie na krzyż, włóż do ronda lub miski i zalej wrzącą wodą. Odstaw na 10-15 minut. Odcedź, obierz ze skórki, usuń szypułki, nasiona, a miąższ posiekaj i przerzuć do miski. Czosnek bardzo drobno posiekaj. Możesz przecisnąć przez praskę, ale ja osobiście w przypadku marinary wolę siekać.

W rondu rozgrzej oliwę. Wrzuć czosnek i smaż na średnim ogniu przez około minutę, uważając, aby się nie przypalił. Przypalony czosnek gorzknieje i psuje smak potrawy, więc nie spuszczaj go z oka. Następnie wsyp zioła. Celowo używam suszonych, ponieważ zawsze są pod ręką. Oczywiście można użyć świeżych, których teraz, w sezonie jest pod dostatkiem, ale jeżeli decydujesz się na taka zmianę dodaj je później.

Wracamy do przepisu. Zioła praż z czosnkiem przez okołu minutę, można dodać 1-2 łyżki wody. To jest ten moment, kiedy dom wypełni zapach ziół i już nawet sąsiedzi przechadzający się po klatce wiedzą, że gotuję po włosku.

Następnie wlej posiekany pomidory. Doprowadź do wrzenia i gotuj na średnim ogniu przez 15 minut. Po tym czasie dopraw solą i pieprzem (to też jest ten moment, kiedy możesz wrzucić świeże zioła zamiast suszonych). Przykryj rondel pokrywką i duś przez około 45 minut. Możesz raz po raz dodać odrobinę wody, jeżeli sos będzie zbyt gęsty. Wszystko zależy od tego, jak soczyste będą pomidory.  Gotowy sos dopraw do smaku solą i pieprzem. Wymieszaj z gotowymi gnocchi i posyp bazylia oraz wegańskim parmezanem.

P1020395

 

 

5 myśli w temacie “Gnocchi w sosie marinara”

Dodaj komentarz