Dzisiejszy przepis na różowe zawijańce drożdżowe, powstałe dzięki inspiracji recepturą z niezwykle pięknego bloga Candy Company, to ciastka niezgody. Kiedy ich zdjęcia zaczęły pojawiać się na moich profilach społecznościowych, odbiorcy i odbiorczynie moich publikacji natychmiast ruszyły z odsieczą – „wyglądają obrzydliwie jak mięso”. Podzielili się na tych, którzy wiedzą w nich mięso i na tych, którzy dopatrują się w nich odchodów jednorożca. Ja sama poczułam się tak, jakbym właśnie zdradziła swój weganizm. Jakbym co najmniej pochłonęła jakieś zwierzę. Z tym, że ja nie widziałam w nich mięsa… Może dlatego, że jest to dla mnie zbyt odległy i abstrakcyjny temat? A może dlatego, że ostatnie mięso z jakim miałam bezpośrednio do czynienia było ludzkie mięso, zatopione w formalnie na zajęciach z anatomii? No dobra jeszcze na medycynie sądowej i praktykach wakacyjnych też się napatrzyłam na ludzką tkankę mięśniową, dziękując wówczas losowi szczególnie za bycie weganką. W końcu ta zwierzęca – ptaków czy ssaków, które większość jada, nie różni się specjalnie od ludzkiej.
Mam nadzieję, że nikt po tym wyznaniu nie puścił pawia na monitor. Gwoli ścisłości – szalenie szanuję zwłoki osób, które oddały swoje pośmiertne ciało do uczelnianych prosektoriów, umożliwiając studentom i studentkom naukę. Kształcą kolejne pokolenia lekarzy.
Było hardcorowo, więc lepiej przejdę do tematu ciastek… Dlaczego są różowe? Nie, nie barwiłam ich krwią jednorożców, jak to myślała pewna bliska mi osoba. Sprawcą całego zamieszania i winowajcą tego, że dla wielu drożdżówki wyglądają na mięso jest puree z upieczonego buraka ( 2-3 buraki pieczemy w 180 st.C przez około 40-60 minut – do miękkości . Obieramy i miksujemy na puree przy pomocy blendera). Co jeszcze potrzebujemy, aby przygotować mięso.. tfu… drożdżówki? Wodę różaną i konfiturę z płatków lub owoców róży. Pozostałe składniki to żadna magia i dostaniecie je w każdym sklepie.
Drożdżówki smakują wybornie, a co do wyglądu to no cóż… o gustach i guścikach się nie dyskutuje.
Nacieszcie się tą recepturą, bo idą zmiany i na blogu będzie więcej wytrawnych przepisów, a słodycze będą jedynie w wyników niedopatrzeń i wypadków przy pracy. Nie chcę być tą, która karmi Was cukrem.
Składniki:
- 1 szklanka mleka roślinnego
- 1/3 szklanki oleju
- 1/2 szklanka cukru
- 25 g świeżych drożdży
- skórka z jednej pomarańczy
- ½ szklanki musu z buraków
- 4 szklanki mąki pszennej
- 1/4 łyżeczki soli
Drożdże pokruszyć i posypać cukrem. Odstawić na 10 minut. Dodać ciepłe mleko i dwie łyżki mąki. Wymieszać i odstawić na kolejne 10 minut.
Dodać olej, skórkę z otartą z jednej pomarańczy, puree z buraka (patrz: wstęp), sól. Przemieszać. Przesiać mąkę i wyrobić ciasto. Jeżeli się klei – zwilżyć ręce olejem i wyrabiać natłuszczonymi rękami. Odstawić na 40-60 minut do wyrośnięcia, w ciepłe miejsce.
Nadzienie:
- 25 g oleju kokosowego nierafinowanego
- ok. 150 g konfitury z płatków róży lub 120 konfitury z owoców róży
Rozpuszczony olej wymieszać z konfiturą, przed samym przełożeniem lekko podgrzać, aby nadzienie miało płynniejszą konsystencję.
Różany lukier:
- 1 łyżka soku z pomarańczy
- 2 łyżki soku z buraka
- 1-2 łyżki wody różanej
- około 3/4 szklanki cukru pudru
Składniki lukru wymieszać, aby uzyskać gęstą, lepką, gładką i żywo różową masę.
Wracamy do ciasta.
Wyrośnięte ciasto krótko wyrobić i podzielić na dwie części. Każdą wałkować dość cienko, na ok. 0,5 cm i w kształt prostokąta, delikatnie podsypywać mąką. Posmarować nadzieniem z konfitury i zwinąć w roladę. Pociąć ją na mniejsze kawałki, tnąc pod kątem – wyjdą nam bułeczki w kształcie trapezów (matematyka się kłania). Każdą bułeczkę naciskamy palcem lub nacinamy nożem przy dłuższej podstawie (jak widać na zdjęciu), przekładać na blachę wyłożoną papierem do pieczenia i odłożyć do wyrośnięcia na ok. 30 minut.
W międzyczasie nagrzać piekarnik do 170-180 C. Wyrośnięte bułeczki smarować ciepłym mlekiem roślinnymi i piec ok. 15 minut, aż delikatnie się zazłocą.
Gotowe posmarować różowym lukrem i posypać płatkami suszonej róży.
Zrobiłabym w tej chwili, bo róż mnie przekonuje w nich, ale niestety mam awersję do drożdżówek od czasu podstawówki, gdy jadłam je codziennie 😀
PolubieniePolubienie
Ja to jestem dziwak bo mi one przypominają zwykle drożdżówki tyle ,że różowe, fikuśnie zakręcone 😀 Ja rzadko mam skojarzenie czy to smakowe czy wizualne z mięsem , może to ,że nigdy jakoś mięsa nie jadłam ,a ponad 27 lat świadomie się wyrzekłam na zawsze , ja tez nie zdążyłam zjeść niektórych produktów odzwierzęcych bo się brzydziłam (śledzie , tatar0 albo inne były ledwo dostępne(tuńczyki ,łososie ) Ale zajadam się boczniakami , bakłażanami a’la śledzie czy marchewkami a’la łosoś , wegańskimi tatarami itp Mięso w moim domu bywa bo daję je moim kotom , podobno można po wegetariańsku ,ale nie znalazłam nic pewnego w tej materii i moje koty jedzą mięso i karmy mocno mierne Pocieszam się tym ,że jeśli nie ja to te koty by nie żyły lub były w schronisku (tu tez by coś jadły mięsnego)
A takie drożdżówki chętnie upiekę 🙂
PolubieniePolubienie