Niemal zawsze, gdy wyjeżdżam za granicę wracam do domu z nową książką kucharską. Tak było też trzy lata temu podczas wakacji w Anglii, kiedy nabyłam książkę w całości poświęconą wegańskim burgerom. Pamiętam, że przeglądałam ją niemal codziennie, zachwycając się i na zmianę rozczarowując. Niestety, jak to z większością publikacji amerykańskich bywa, w dużej mierze bazują na dostępnych tam gotowych półproduktach. Oczywiście autorka wyjaśnia w jaki sposób można je przygotować samodzielnie w domu, ale wówczas sporo przepisów staje się dużo bardziej pracochłonna niż w założeniu. Jednak jest w niej też niemało receptur, które wcale takie wyszukane nie są. Inne za to pozostają dla mnie źródłem inspiracji i mogę bazując na pierwotnym przepisie skomponować własną wersję, co dla mnie jest dużo bardziej ciekawe niż gotowanie zgodnie z podaną recepturą.
Burgery to moja wielka, wielka miłość. Taka na skalę filmową. Lubię je komponować, wymyślać i przetwarzać receptury na nie. Lubię piec do nich bułki, kręcić sosy i wymyślać dodatki. Przede wszystkim jednak kocham je jeść. Jednak muszę też przyznać, że nie jest to miłość łatwa. Przeciwnie, jestem w tym związku niezwykle wymagająca, wybredna, czasem marudna, a nawet potrafię trzasnąć drzwiami i wyjść. Muszę się też przyznać, że niejeden burger złamał moje kulinarne serce i tak naprawdę mam poczucie, że niewielu wie, jak zrobić go dobrze. Naprawdę dobrze. Jak przyrządzić go tak, aby nie był przeciętny, ale żeby podbił podniebienie prawdziwego konesera czy koneserki.
Nie jest prosto zaserwować jednocześnie pyszną bułkę, sosy, dodatki i kotleta jednocześnie. Zazwyczaj coś jest nie tak, albo bułki są takie, że mam wrażenie, że zaraz się nimi pokaleczę, albo kotlet nijaki, sosów za mało lub za dużo i dodatki jakieś takie bez polotu.
A wegańskie burgery dają nam tyle możliwości, że te mięsne mogą się schować. Składników, po które możemy sięgnąć jest nieskończenie dużo, więc możemy je tworzyć bez końca. Wystarczy tylko pomyśleć i ruszyć głową, a wyczarujecie w roślin takie cudo, że niejednemu mięsożercy opadnie szczęka do samej ziemi.
Składniki:
- 1 łyżeczka suszonej bazylii
- 1 łyżeczka suszonego estragonu
- 1 łyżeczka suszonego rozmarynu
- 1 łyżeczka suszonego tymianku
- 1 łyżeczka suszonego oregano
- 340 g tofu naturalnego
- 1 szklanka granulatu sojowego
- 1 szklanka bulionu warzywnego
- 2-3 ząbki czosnku, starte lub przeciśnięte przez praskę
- 2,5 łyżki zmielonego siemienia lnianego wymieszanego z 4 łyżkami wody
- 1/4 szklanki nasion słonecznika
- 1/4 szklanki pestek dyni
- sól i pieprz do smaku
Jeżeli używacie suszonych ziół to zmielcie je w młynku lub moździerzu na proszek. świeże możecie rozdrobnić w blenderze z ostrzem S lub rozdrabniaczu.
Tofu zmiel przy pomocy blendera lub tłuczka i wymieszaj z mieszanką przypraw, tak, aby nimi nasiąknęło.
Do gorącego bulionu dodajemy granulat sojowy, przykrywamy i odstawiamy na 10 minut. Następnie studzimy przez około 15-20 minut. Następnie dodajmy tofu z przyprawami, czosnek, miksturę z siemienia, pestki dyni i nasion słonecznika, sól i pieprz do smaku. Mieszamy przy pomocy rąk, tak aby składniki dobrze się ze sobą połączyły. Miksturę odstawiamy na 10 minut. Następnie formujemy 6 dużych lub 1 małych, równych kotletów. Chłodzimy je w zamrażarce przez 10-15 minut.
Możemy je oczywiście usmażyć, ale jak sama autorka oryginału podpowiada i chyba słusznie, one są zbyt zdrowe, żeby je smażyć. Rozgrzewamy piekarnik do 180°C. Blaszkę wykładamy papierem do pieczenia lub matą silikonową. Układamy kotlety. Wierzch smarujemy olejem. Pieczemy przez 15 minut, następnie obracamy i ponownie smarujemy olejem. Pieczemy kolejne 15 minut.
Propozycja podania:
- Bułki ze słodkich ziemniaków.
- Pieczona lub grillowana kalarepa
- Pomidor malinowy.
- Liście botwinki, rukoli, mięty i bazylii.
- Marynowana czerwona cebula
- Majonez ze słonecznika
te burgery wyglądają obłędnie!
PolubieniePolubienie
Dziękuję ❤
PolubieniePolubienie
bede robic w ten weekend Bo juz od kilku dni mnie kusza! 🙂
PolubieniePolubienie
🙂
PolubieniePolubienie